... chce mi się płakać.
Bo mąż cały dzień w pracy, ba - wróci w nocy, bo ma jakieś tam pracowe sprawy.
Bo deszcz padał i wyjść na spacer nie mogłam.
Bo mimo ogarnięcia domu i "zrobienia" 3 pralek wciąż jest syf.
Bo żałuję, że nie ma blisko mamy, która pomoże.
Bo rodziny jakiejkolwiek brak.
Bo niewiele osób znam w tym mieście.
Bo jak Zosia zasnęła, to koty miauczą.
Bo...
Jest wiele "bo". W taki dzień jak dzisiaj. I chociaż córka spisywała się wzorowo i śmiała się, gdy ją łaskotałam, to jednak chce mi się płakać.
Czasami myślę o tym, że fajnie byłoby wrócić do pracy za jakiś czas. Być wśród ludzi, zrobić prezentację po angielsku i narzekać, że klient znowu ma jakiś problem. Pewnie po miesiącu miałabym dosyć i wciąż brakowałoby mi mojej Zosi, ale coś by się działo. Kocham ją całym sercem i nie wyobrażam sobie zostawić jej teraz samej, ale czasami brak mi tego pędu. Tych tłumów w tramwaju, szybkiego lunchu.
Pewnie, gdyby mąż pracował do 16, a w pobliżu byłaby mama wszystko stałoby się prostsze. Ale tak nie jest. Kropka! Muszę sobie jakoś radzić.
Dzięki temu mam wspaniałą więź z córką, wiem czy płacze, bo jest głodna, czy już się znudziła zabawką. W moich ramionach usypia w kilka sekund, u nikogo innego nie. Dzięki temu jestem silniejsza, więcej się uczę i poznaję swoje granice. Ale fajnie byłoby czasem powiedzieć "pomóżcie" i odetchnąć, przystanąć na chwilę...
wiem o czym mówisz.. mimo, że mam Mamę piętro niżej i dużo pomaga i Mąż pracuje 2 dni a 2 ma wolne to też miewam takie dni. to chyba normalne. I też czasem tęsknie do pracy, ale chyba chodzi właśnie o ten kontakt z ludzmi. tez czasem jestem poddenerwowana jak nie moge wyjsc na spacer :/ to w koncu moj jedyny kontakt z ludzmi :/ chcialabym kogos spotkac znajomego na tym spacerze, pogadac ale jak na zlosc sie nie udaje :/ zobaczysz jutro bedzie lepiej ! :)
OdpowiedzUsuńTeż mi się wydaje, że to normalne, ale jak ten dzień nadejdzie, to po prostu chce mi się wyć. Mam nadzieję, że jutro będzie lepiej :)
UsuńMam tak samo, mąż nie wraca o 16, Mama daleko, a teściowie mają w dupie, głowa do góry.
OdpowiedzUsuńMoi "teściowie" mają jakieś 5km do nas i też nas mają w dupie. Napiszę więcej - nie widzieli jeszcze wnuczki...
UsuńMoi z 5 razy maks, krótko i byle jak, więc przebij 5, bo moja ma prawie 7 miesięcy, szkoda gadać. Pieprzyć.
UsuńPo tamtej stronie płotu trawa jest zawsze bardziej zielona:)
OdpowiedzUsuńTak, a cudza żona zawsze ładniejsza. Nie zmienia to faktu,że ewidentnie mam dzisiaj gorszy dzień.
UsuńO patrz jak mamy podobnie . I u mnie dzisiaj taki dzień.
OdpowiedzUsuńTylko ja dodałabym jeszcze bo córka starsza chce mnie do grobu wpędzić i gdyby nie fakt, że farbowana jestem to pewnie siwa już cała.
Ja mieszkam z rodzicami ale ich też nie ma w domu.Mam za to babcię staruszkę, która czasem spojrzy na Manię abym mogła Alce kanapkę zrobić.
To mija wiesz.
Mija, ale czasami jest cholernie ciężko. Nie wiem jak poradzę sobie z tym wszystkim jak będę miała dwójkę :/
UsuńJa miałam taki dzień wczoraj. A że mam podobną sytuację to rozumiem w 100%.
OdpowiedzUsuńu mnie też taki nastrój czasami "króluje". I choć niby wszystko jest OK to i tak łzy same lecą z oczu.
OdpowiedzUsuńGłowa do góry.
A ja już mam taki humor od wczoraj :( Do d...y to wszystko :(
OdpowiedzUsuń:*
UsuńMi też brakuje mamy, która jest daleko i starych znajomych...;/ też miewam takie dni, co do teściowej to wręcz przeciwnie, przyłazi za często i mnie tylko wkurza bo nie zawsze mam ochotę na jej niezapowiedziane odwiedziny!!! i na samą myśl ze będę musiała z nią Zosię zostawić jak wróce do pracy trafia mnie szlag;/ pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWkurzająca teściowa to najgorsza sprawa :P Moja niby teściowa na szczęście się do nas nie odzywa, byłaby pewnie tak samo "pomocna" jak Twoja. W maju miną 2 lata odkąd jej nie widziałam.
UsuńKochana głowa do góry i cyc do przodu - bo kto jak nie my mamuśki musimy dać radę? Też mam czasem takie chwile - ale na szczęście to są momenty i wystarczy jak Zosia się uśmiechnie...mija i odchodzi, bo wiem, że to ja jestem za nią odpowiedzialna :) co prawda nie mogę sobie wyobrazić jakby to było gdyby mój P. nie wracał między 15 a 16 do domu ale wiem, że Ty pewnie jesteś o wiele silniejsza niż ja :)
OdpowiedzUsuńU nas nigdy chyba nie będzie tak, że będzie wracał wcześniej. Zmienił pracę i dzięki temu i tak jest godzinę wcześniej - o 18. Jakoś muszę sobie radzić, ale lekko nie jest. Masz rację - jak mała się uśmiecha, to automatycznie i mi poprawia się humor.
Usuńrozumiem doskonale....ja na szczęście mogłam wrócić do pracy bo mam mamę blisko ale i tak ciężko było się rozstać z malutką...bycie na co dzień z dzieckiem jest najcudowniejsze na świecie ale....czasem potrzeba chwili oddechu ;)
OdpowiedzUsuńWitaj w klubie. Oj ile ja wczoraj łez wylałam to moje. Nasz etat trwa 24 h/dobę. Ja do swojej M nie mogę nawet zadzwonić aby się poradzić. Strasznie zazdroszczę jak słyszę że kobieta ma obok siebie mamę. Damy radę :)
OdpowiedzUsuńWiem, o czym piszesz, bo mam to samo, ale w wersji nico bardziej hardcorowej.
OdpowiedzUsuńTeż sama, bez żadnej babci czy cioci (najbliższe ok 200 km).
Mąż tylko w weekendy. W ciągu tygodnia też bywa, ale to np. przyjedzie o 21, co niewiele da, bo dzieci już śpią.
Jak nawet mu się uda czasem szybciej, to najszybciej jest to 19.00 i właśnie kończę kąpać Małego.
Do tego dwójka dzieci - KOSMOS! Wszystko jest do przeżycia (nawet spacer w deszczu, żeby odprowadzić córkę do szkoły), ale najgorszy jest wieczór, gdy trzeba położyć dwójkę. Młody wieczorami bardzo płacze. Nie mogę go zostawić, a też nie chcę, by córka "kładła się sama". Na razie mi się udaje, ale nie wiem, jak długo.
Są plusy. Dzieci mam grzeczniejsze, gdy jestem sama. Widzę to zwłaszcza po starszej, "chodzi wg planu", a jak przyjedzie mąż, to rozwala się to zupełnie i niegrzeczna jest.
Rodziny do pomocy brakuje bardzo. Choć przyzwyczajona jestem, że wszędzie zawsze małą zabieraliśmy (a teraz dwójkę). Plusy są zawsze jakieś, np. okazuje się, że można iść z dwulatkiem na sylwestra i dobrze się bawić :) albo, że załatwianie kredytu w banku idzie ciut sprawniej, gdy masz dziecko w nosidełku ;)
Moja mama jest już w bardzo zaawansowanym wieku (77 lat), ale jej się przynajmniej zdarza, że pomaga (była teraz u mnie przez 2 tygodnie po urodzeniu małego).
Teściowa (dużo młodsza) no cóż...
Dwa lata temu jechaliśmy bardzo daleko na wesele i pomyśleliśmy, że może choć raz pojedziemy gdzieś bez córki (miała wtedy 4 lata). Poprosiliśmy o pomoc teściową, mąż chciał specjalnie zawieźć małą do nich. No ale teściowa powiedziała, że nie, bo ma jogę i na kręgle się chciała umówić...
Chrzestna córki (siostra męża) mieszka od nas w odległości 10 km. NIGDY nie zabrała nawet małej na spacer. Ostatnio sukces - wzięła ją pierwszy raz na noc (a młoda ma 6 lat, przypomnę), nie wiem, co się stało.
Kiedyś raz do roku (z okazji naszej rocznicy ślubu) zajmowała się córką przez 3 godziny wieczorem, byśmy mogli pójść na kolację, ale po dwóch razach jej przeszło.
Także takie mam klimaty ;)
I wiesz co - daje radę. Jest czasem beznadziejnie ciężko, ale zawsze jakoś jest ;)
Nie jestem idealną matką, bo takich nie ma. Ale jestem wystarczającą matką. Radzę sobie.
A uśmiech maluchów tyle wynagradza :)
Kochana...stęskniłam sie:) Zosia jest cudna:) niedługo wrócę...moze szybciej, ale wieści żadne nowe. Raczej gorzej niż lepiej:) ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, czy jakoś tak...
OdpowiedzUsuń