poniedziałek, 26 listopada 2012

Dom - brzmi dumnie!

Dzisiaj wpłaciliśmy zaliczkę. Jeśli dobrze pójdzie, to do końca roku zostaniemy właścicielami połowy bliźniaka! Nasze własne M5 - czyli spełnienie marzeń i rozwojowy punkt dla naszej rodziny :)

Domek jest już prawie wykończony, więc łazienki już zrobione i wpływu nie miałam, ale podoba mi się. No i szafki jutro do nich wybiorę, które uwaga - są w cenie! Kolory podłóg i  ścian mogę wybrać, nawet tych, które są już pomalowane, więc kolejna bomba! Jedyne, co będziemy musieli zrobić, to zainstalować kuchnię wnieść/dokupić meble. Już kocham ten dom, a nawet nie mamy jeszcze kredytu :) Wariatka ze mnie!!!! 

Fajna cena, dobra jakoś wykończenia i mega flexi podejście dewelopera. "Chce Pani na fioletowo? Będzie na fioletowo! Srebrne dodatki, oczywiście". No nie wiedziałam,że coś takiego się zdarza. 

W każdym razie cieszę się jak idiotka, a nawet jeszcze nie jest nasz. Ale już marzę i śnię o tym jak będzie bosko! Piękny prezent na pół roku małżeństwa!

środa, 21 listopada 2012

sobota, 17 listopada 2012

No to 6 cykl przed nami...

Nowy cykl - nowe nadzieje! Nie oglądać się za siebie i działać dalej, to właśnie mój cel. Wbrew wszystkiemu, to bardzo trudne. Uwielbiam, gdy słyszę od koleżanek, że jestem taaaka młoda, że to dopiero pół roku, że trzeba się wyluzować. No i co,że jestem młoda? To znaczy, że mam starać się o dziecko do czterdziestki, to wtedy ktoś będzie starał się mnie zrozumieć? Dopiero pół roku?! Dla mnie to JUŻ pół roku. Tabletki, badania, temperatura, owulacja, testy... czasami mam tego serdecznie dosyć! Nie potrafię wyluzować i nie znam wyluzowanej kobiety, która stara się o dziecko, jedno straciła i wciąż nic! Po prostu nie znam! Dopóki ktoś sam tego nie przeżywa, to zupełnie tego nie zrozumie. 

Kilka dni temu mocno się podłamałam i chciałam już zrezygnować, dać sobie siana i odłożyć dziecko "na później". Na szczęście mam wspaniałe wsparcie, a mianowicie Kat! Dzięki temu, że chciało jej się wysłuchiwać zdesperowanej i wkurzonej kobiety, nadzieja wróciła.

Dzisiaj odrywam się od tematu dzieci i starań (pierwszy raz od 2 miesięcy nie zbadałam temperatury!!!) i jedziemy do naszych dobrych znajomych na wędzona rybkę i mini imprezkę we czworo :) Zostajemy na noc i cieszę się,że ten wredny okres przyszedł wczoraj, bo gdy straciłam Malucha też u nich spaliśmy. To właśnie od nich pojechałam do szpitala i nie chciałam mieć znowu tegoż samego wrażenia, że to wszystko się powtarza. No i za pół godzinki jedziemy oglądać domek! Oczywiście mój optymistyczny mąż i tak mówi, że nas na niego nie stać, z czym zupełnie się nie zgadzam. Ale cóż czynić, on zawsze jest rozumem, a ja sercem w tym związku :P

sobota, 10 listopada 2012

Listopad.


No to mamy listopad. Tak wiem - trochę zapóźniona jestem, to to już 1/3 za nami. W każdym razie jakoś zebrać się nie mogłam na napisanie czegokolwiek. Czytałam wszystkie blogi, które śledzę na bieżąco, ale tu nie miałam sił,żeby cokolwiek napisać. Może dlatego, że mój tegoroczny listopad obfituje w daty przypominające mi o fajnych i tych mniej fajnych rzeczach?

Zaczął się jak zwykle - Dniem Wszystkich Świętych. Poniekąd stojąc przy grobach miałam bilans zysków i strat. Pozostała mi jedna babcia, drugiej nie znałam - zmarła w wieku lat 39. Piękna kobieta, wybitna nauczycielka, matka trójki dzieci, którą ja znam wyłącznie z pięknych fotografii. Ukochany dziadek odszedł zbyt szybko. Pamiętam,że w dzień pogrzebu, mając niespełna 9 lat nie chciałam zejść z huśtawki, którą 2 miesiące wcześniej zrobił specjalnie dla mnie. Obecnie jestem żoną, ale teściowej nie mam, nie żyje. Nigdy jej nie poznam, nie porozmawiam, nie zjem zrobionej przez nią kolacji. Podobno mam podobne oczy i pewnie dlatego mój mąż je tak uwielbia. Kolega z ławki, który ratując życie innej osoby utonął, też już nigdy nie zadzwoni, nie pośmieje się i nie porozmawia. Wszyscy w moim życiu odchodzą. Mam wrażenie, że zbyt wcześnie, że zostawiają mnie samą, chociaż tak bardzo ich potrzebuję. Zbyt wcześnie odszedł też nasz mały Aniołek i chyba to było jednak dla mnie najtrudniejsze 1-go listopada. Chyba głównie dlatego ta nostalgia listopadowa mnie dopadła.

Oczywiście ten listopad to także równe dwa lata naszego związku i pół roku bycia żoną. Nowa funkcja w tej całej ludzkiej hierarchii. Podoba mi się cholernie ten status. Ale wiecie same, co ucieszyło by mnie bardziej... nie żona a matka. Obecnie jestem na etapie optymizmu z tej kwestii, ale jak to się skończy to niebawem się okaże. Jeśli nie listopad, to może grudzień? Może na święta dostanę taki prezent? Obecnie jednak, jak już wspomniałam, mocno wierzę, że się udało i niedługo zobaczę dwie kreseczki. Podobno optymizm w tej kwestii pomaga. Zobaczymy.

Życzę miłego listopada. Nie poddawać się proszę chorobie i pogodzie! :) Jak się czegoś mocno chce, to prędzej czy później się uda!