poniedziałek, 28 kwietnia 2014

17/52 i kilka słów irytacji


Nie, irytacja nie jest na tle mego jakże cudownego dziecka. Posiadanie jednak owej córki kwalifikuje mnie to napisania kilku słów, odnośnie "wspaniałych rad" otoczenia. 

W Polsce trzeba urodzić naturalnie. Koniecznie! Jak ktoś wybierze cc, to jest złą matką już na wstępie. Chociaż sama byłam i jestem zwolennikiem porodu sn, to do cholery - jak ktoś boi się, ma wskazania, czy ma takie "widzimisię" to niech rodzi cc. To jego sprawa! Co mi do tego? Ja się nie wpieprzam i proszę o to, żeby mnie nie pouczano, nie moralizowano i nie wkładano mi do głowy swoich przekonań. 

Karmić trzeba piersią. Koniecznie! Inaczej dostanie się miliard pouczeń, gorzkich słów. "Nie karmisz? Skaza białkowa? Laktoza? Noooo, my wytrzymałyśmy 7 miesiący." Fajnie, ja wytrzymałam miesiąc. Może jestem słaba, może za szybko się poddałam. Jest to jednak kwestia moich cycków, nie znajomej, czy pielęgniarki w punkcie pobrań. Dosyć mam opowiadania historii o dolegliwościach Zosi, ostatnio więc ucinam rozmowy. Tłumaczyć się nie muszę. Następne będę chciała karmić, może tym razem mi wyjdzie.

No i ubierać ciepło trzeba koniecznie! Najmniejszy podmuch wiatru zabić może przecież dziecko. Starsza Pani w kolejce do rejestracji przede mną zwróciła mi uwagę, że dziecko postawione w foteliku na ziemi może zostać przewiane. Nieważne, że temperatura na zewnątrz to ok 23 stopnie, a dziecko ma czapkę (fakt, bez uszu!) i bluzę. Przeziębić się przecież może! Uprzejmie odpowiedziałam, że nic jej się nie stanie, Pani jednak kontynuowała wywód. Po raz kolejny powiedziałam, że na pewno nic jej nie będzie. Widocznie mój ton zniechęcił ją do dalszej rozmowy. 

Jest jeszcze miliard rzeczy, które w Polsce powinno się robić, a które np. w UK są odwrotne. Tam karmienie piersią jest czymś dziwnym, ba! podobno za nie płacą. Nie wiem czy to dobrze, źle. Po prostu jest inaczej.

U nas trzeba cierpieć, nie brać znieczulenia, karmić mimo wszystko i nawet w 30 stopniowym upale zakładać sweterek i szczelną czapkę.Oczywiście wszystko dla dobra dziecka!


wtorek, 15 kwietnia 2014

W taki dzień na dzisiaj...

... chce mi się płakać. 

Bo mąż cały dzień w pracy, ba - wróci w nocy, bo ma jakieś tam pracowe sprawy.
Bo deszcz padał i wyjść na spacer nie mogłam.
Bo mimo ogarnięcia domu i "zrobienia" 3 pralek wciąż jest syf.
Bo żałuję, że nie ma blisko mamy, która pomoże.
Bo rodziny jakiejkolwiek brak.
Bo niewiele osób znam w tym mieście.
Bo jak Zosia zasnęła, to koty miauczą.
Bo... 

Jest wiele "bo". W taki dzień jak dzisiaj. I chociaż córka spisywała się wzorowo i śmiała się, gdy ją łaskotałam, to jednak chce mi się płakać.

Czasami myślę o tym, że fajnie byłoby wrócić do pracy za jakiś czas. Być wśród ludzi, zrobić prezentację po angielsku i narzekać, że klient znowu ma jakiś problem. Pewnie po miesiącu miałabym dosyć i wciąż brakowałoby mi mojej Zosi, ale coś by się działo. Kocham ją całym sercem i nie wyobrażam sobie zostawić jej teraz samej, ale czasami brak mi tego pędu. Tych tłumów w tramwaju, szybkiego lunchu. 

Pewnie, gdyby mąż pracował do 16, a w pobliżu byłaby mama wszystko stałoby się prostsze. Ale tak nie jest. Kropka! Muszę sobie jakoś radzić. 

Dzięki temu mam wspaniałą więź z córką, wiem czy płacze, bo jest głodna, czy już się znudziła zabawką. W moich ramionach usypia w kilka sekund, u nikogo innego nie. Dzięki temu jestem silniejsza, więcej się uczę i poznaję swoje granice. Ale fajnie byłoby czasem powiedzieć "pomóżcie" i odetchnąć, przystanąć na chwilę...

sobota, 12 kwietnia 2014

Zostałam ciocią!

Dzisiaj. O 13.50! Mama i dziecko czują się świetnie. Siostrzenica waży 3400g i ma 54 cm długości. Jest przecudna!

Dokładnie 4 miesiące po Zosi.

piątek, 11 kwietnia 2014

Ciążowe rozstępy?

Tak, posiadam. Nie jestem z ich powodu ani dumna, ani zatroskana. Nie cieszą mnie szczególnie, ale życia nie utrudniają. No mam i co z tego? Gorsza jestem czy jak?

Takie wrażenie odnoszę, gdy rozmawiam z kobietami. Głównie tymi, które w ciąży jeszcze nie były, ale znają mnóstwo historii z rozstępami w tle. Najczęściej słyszę, że te takie duuuże, których jest mnóstwo są obleśne. No i: "nie wiem jak można takie mieć". Ano można! Powiem więcej - ja sobie ich nie wybrałam. Nie wykupiłam opcji "ciąża+rozstępy". Same przyszły. Obecnie są mało widoczne, a skóra niewiele się "marszczy", ale jednak są.

Tak, stosowałam kremy. "Mustela jest najlepsza" - tak, stosowałam. "Tołpa daje radę i super pachnie" - owszem, pachnie, ale i tak mam rozstępy. "Aaaa oliwki nie stosowałaś" - ano nie, nie stosowałam, bo nienawidzę oliwki. 

Do bodajże 8 miesiąca rozstępów nie miałam. Potem pojawiły się 2 czerwone kreski na dole, z jednej strony. Potem poszło już lawinowo. Miałam ogromny brzuch, wyglądałam jak wieloryb, a do tego cały w paski. Ale co z tego? Miałam strzelić sobie w głowę? 

No jest jeszcze teoria "dziedziczenia". Otóż u mnie się nie sprawdziła. Jak do tej pory rozstępy w mojej rodzinie miałam tylko ja.

W bikini nie chodzę odkąd przytyłam, więc teraz też mi brakować nie będzie. Nie mówiąc już o tym, że Polska to tak słoneczny kraj, że mam tylko kilka-kilkanaście dni w roku, gdy mogłabym je włożyć. Basenu nie lubię. Chyba, że w grę wchodzą "dżakuzi" i zjeżdżalnie.A nawet jeśli włożyłabym bikini i pokazała swój piękny inaczej brzuch, to czemu nie? Mi nie przeszkadzają, a doznania estetyczne obserwatorów mam w 4 literach. 

Faceci rozstępy tłumaczą po prostu ciążą. Kobiety uważają, że to wina ciężarnych, bo o siebie nie dbały. Niech sobie każdy myśli co chce. A co mnie to? Ja czuję się ze sobą dobrze. Ćwiczę od ponad miesiąca i może to wszystko wygląda lepiej? Nie wiem. Nie robię tego, by je zlikwidować, po prostu lepiej się czuję.

Kochane, moje zdanie jest takie - wyjdą lub nie wyjdą. Jak mają wyjść, to smarowanie nie pomoże. Może duża aktywność fizyczna i sprężystość skóry przed ciążą zapobiegną? Nie wiem, nie praktykowałam :P

A jak jest u Was?


wtorek, 8 kwietnia 2014

Rodzić z partnerem czy bez?

Dzisiaj obejrzałam Miasto Kobiet, gdzie tematem był wspólny poród. Skłoniło mnie to po raz kolejny do przemyśleń na ten temat. Co właściwie o tym myślę? Jakie jest moje zdanie?

Każdy ma swoje potrzeby, lęki, oczekiwania, więc powinien zdecydować razem z partnerem. Nie każda kobieta chce mieć przy sobie faceta, nie każdy facet ma ochotę towarzyszyć kobiecie. Jest to tak indywidualna kwestia, że nie odważyłabym się nikomu poradzić jak powinien poród wyglądać, ale mam kilka wskazówek do podjęcia decyzji.

Po pierwsze - szczera rozmowa! Trzeba to najnormalniej w świecie przegadać. Obie strony powinny zwerbalizować swoje potrzeby i obawy. To wspólna decyzja, nie tylko kobiety i nie tylko mężczyzny.

Po drugie - stopień intymności! Jaki jest Wasz związek? Na ile oboje sobie pozwalacie? Każda para jest inna i nie każda chce lub nie towarzyszyć sobie podczas "kupy". Na szkole rodzenia położna powiedziała nam, że jeśli jesteśmy w stanie "puścić przy sobie bąka", to możemy wspólnie rodzić :)

Po trzecie - jak wygląda poród! Niby każdy wie skąd wychodzi dziecko i jak to się odbywa, to jednak nie zawsze wie, że są różne fazy porodu. Facet może być przy pierwszej, gdy skurcze są lekkie, potrzebny jest masaż i woda, a wyjść, gdy zaczyna się już "akcja". Trzeba przegadać jak to wygląda i czego można się spodziewać.

My zdecydowaliśmy się na wspólny poród. Gdyby nie mój mąż pewnie zwiałabym z sali porodowej. Wspierał mnie i pomagał wytrzymać te ciężkie godziny. Wszystko trwało długo, męczyłam się okropnie, Zosia nie chciała zejść. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym wtedy być sama. Na sali operacyjnej, gdy musiałam zostać sama, straciłam poczucie bezpieczeństwa.Gdy go zobaczyłam, wiedziałam, że już po wszystkim i dziękowałam, że już jest.

Co on o tym wszystkim myśli? Przy drugim porodzie też chce być. Nie ma traumy, nie stracił mną zainteresowania. Jedyne czego żałuje to, to że nie widział Zosi od razu po wyjęciu z brzucha, że ominął go "cud narodzin". Zobaczył ją po 15-20 minutach, umytą, zawiniętą. Nie mógł jej przytulić, zobaczyć małych stópek. 

Ja widziałam, przez chwilę. Trwała ona jednak zdecydowanie za krótko. Zabrakło mi kontaktu z moim dzieckiem.

Kolejne postaram się urodzić naturalnie. Mam nadzieję, że tym razem się uda. Mimo ogromnego bólu i złych wspomnień marzę o tym, żeby wziąć z ramiona nowo narodzone dziecko. Nie czekać, nie zastanawiać się jak wygląda, bo wdziałam je tylko przez kilka sekund.

Jaki morał? Zastanówcie się, przemyślcie i przegadajcie! Może to być najwspanialszy wspólny moment życia i wręcz przeciwnie. Nie ulegajcie modzie na rodzinne porody, nie róbcie tak, bo tak wypada etc. To Wasza decyzja i Wasz moment!


P.S. Tak, wiem - pisałam wcześniej, że kolejny raz też będę chciała urodzić przez cc. Okazuje się jednak, że siedzą we mnie te same myśli, które siedziały przy Zosi - krążą wokół sn.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Zoch z Wardzisławem, czyli 14/52


Wardzisław uwielbia towarzystwo Zocha. Zawsze jest gdzieś w pobliżu. Leży przy foteliku lub przy macie. Nie zaczepia jej, nie drapie etc, ale zawsze jest gdzieś niedaleko. Miłość skończy się pewnie w momencie, gdy Młoda zacznie pełzać i łapać go za ogon,  obecnie uwielbia na niego patrzeć. 

A ja? Ja tęsknię za wakacjami na Rodos...



czwartek, 3 kwietnia 2014

16 tyg i prawie rok!


Tak, dzisiaj Zosia kończy 16 tygodni, a ja prawie rok temu dowiedziałam się, że w grudniu przyjdzie na świat.

Przez ten czas towarzyszyła nam radość, był też strach i niepokój...

Nie wyobrażam sobie życia bez tej małej istotki! Chociaż od 3 dni daje mi nieźle popalić, a kręgosłup daje znać, że więcej już nie wytrzyma, to w sercu wciąż radość. Zoch jest małym lemurkiem, który nie chce się na długo rozstać z mamą, więc wciąż muszę być obok lub nosić na rekach. Zazwyczaj po tygodniu przechodzi, zostały więc już tylko 4 dni :P

Zdrowie Zocha

Wczoraj byłyśmy u kardiologa. Zoch na struny w jednej komorze, dlatego słychać szmery. Nie jest to nic poważnego, większość ludzi je posiada, ale często o tym nie wie. Nie zamknął się też otwór owalny, ale podobno ma jeszcze czas. Do roku powinien zniknąć, a jeśli nie to i tak nie powinno jej to przeszkadzać. Kontrola dopiero za 2 lata. Refluks wciąż daje o sobie znać, wrócił ze wzmożoną siłą. Mała dostaje dwa razy dziennie Debridat, śpi na klinie, je w mniejszych ilościach, ale częściej. Obecnie poprawy brak. Możliwe, że zmienimy mleko, bo w Pepti jest trochę laktozy i może właśnie to jest przyczyną problemu. Jeśli nic się wkrótce nie zmieni, to pewnie przejdziemy na Nutramigen.

KILKA FAKTÓW
  • waga: 6,7kg (!);
  • pieluszki rozmiar 3;
  • przeszliśmy na ubranka w rozmiarze 68 cm;
  • zjada  90-150ml , dużo pije;
  • wydaje z siebie różne śmieszne dźwięki; 
  • ulubioną zabawką jest ręka, która wciąż wkładana jest do buzi ;
  • wciąż uwielbia jak jej się śpiewa;
  • nie przewraca się z brzuszka na plecy, bo nie nienawidzi leżeć na brzuszku; wytrzymuje 5-7min i płacze, ale konsekwentnie staram się ją kłaść w tej pozycji (ostatnio przekręciła pupę do połowy, co zdecydowanie można nazwać sukcesem);
  • zaczyna się podciągać łapiąc mnie za ręce i chce siadać, dzisiaj starała się wykorzystać do tego zabawki zaczepione na macie;
  • śmieje się w głos, gdy ją łaskoczę.
Jeszcze rok temu była małą kropeczką na usg, dzisiaj jest już dużą kropką w moich ramionach...