środa, 27 lutego 2013

Pęcherzyk pękł!

Taaak wiem - jestem monotematyczna. Wciąż piszę o Fasolce. Mogę oczywiście napisać, jak ciężko mi ostatnio w pracy i jak zasypiam w pociągu ze zmęczenia - tylko po co? Konstruktywne to nie jest, a mam obecnie hejta na narzekanie. O!

Wracając do mojego monotematycznego wywodu, dzisiaj kolejny raz odwiedziliśmy dr Jacka. Owulacja była "bliżej" niedzieli, pęcherzyk pękł, ciałko żółte jest, endometrium "piękne". Jednym słowem - bomba! Prace nad Bobasem przebiegły pomyślnie, w terminie, więc pozostaje... czekać. No i tu pojawiają się schody. Nienawidzę czekania!!! Ale co mam zrobić? No nic! Pozostaje czekać i łykać 6 tabletek dziennie, a za 2 tyg zrobić testa. Geriatria normalnie! 

Najważniejsze jest to, że od długiego czasu mam dobry nastrój. Ani śladu załamania i pomstowania na swój los. I wiecie co? Kocham ten stan, boję się go stracić :)

czwartek, 21 lutego 2013

nOvum i dr Jacek

Pierwsza wizyta w nOvum za nami. O 9 rano oboje zjawiliśmy się w klinice. Zważyli (no comment!), zmierzyli ciśnienie i poznaliśmy dr Jacka. Dlaczego właśnie to miejsce wybrałam? Ze względu na wspomnianego lekarza. Przekopałam Internet w poszukiwaniu kompetentnego lekarza i padło na niego. Nie zawiodłam się! Wujek Google rządzi. 

Pierwszy cykl będzie prawie naturalny (nie licząc bromka i dupka), jeśli coś się będzie działo z owulacją, wtedy wprowadzimy stymulacje pęcherzyków, aby "poprawić statystykę" i zwiększyć szanse. Obecnie jajeczko ma 17mm, endometrium 9. We wtorek lub w środę pojawić mam się na kolejnym monitoringu. Okazuje się, że słusznie przejmowałam się prolaktyną, to ona może wszystko utrudniać, mogła tez przyłożyć się do poronienia. Doktorka zainteresowała moja tarczyca. Muszę zrobić głębsze badania, bo może okazać się tak jak z prolaktyną - o ile pierwszy wynik jest dobry, to szperając głębiej okazuje się, że coś nie gra. Honorują badania z innych laboratoriów, więc zaoszczędzimy jakieś 200 zł :) Mój T. oczywiście wyniki ma prawidłowe, oczywiście idealne byłyby po rzuceniu palenia, co mój mąż, mam nadzieję, zrealizuje. Znając życie później niż wcześniej. 

Pozytywnie mnie nastawił. Był rzetelny, tłumaczył wszystko, odpowiadał na setki moich pytań, a przy okazji był kulturalny i z poczuciem humoru. I nie powiedział mi, że "jest Pani za młoda, krótko się stara". Zasugerował też, że po kilku nieudanych cyklach może warto byłoby zastanowić się nad IUI, bo mąż zdrowy, no i raz już ciąża była. Ale to obecnie tylko odległy pomysł.

Jakaś taka spokojniejsza jestem. T cieszy się, że mi lepiej, więc rodzina, w modelu 2+0, szczęśliwa. Chce mi się walczyć! Chcę być silna! I chcę to zero zmienić w co najmniej jedynkę! Cieszę się też, że mam Was, że mnie wspieracie, pocieszacie, dajecie nadzieję... że jesteście!

P.S. Pierwsza wizyta w nOvum kosztuje 180 zł, kolejne 80 zł :)

czwartek, 14 lutego 2013

Przełom na horyzoncie?

Albo mi się wydaje, albo widzę małe światełko w tunelu. Taki przełom, zbliżający się maciupeńkimi kroczkami. Doszłam do tego dzisiaj. W Dzień Św. Walentego.

Zaczęło się od wczorajszego odebrania wyników prolaktyny. Na czczo pięknie mieszczę się w normach. Modelowo! Po obciążeniu jednak okazuje się, że wynik wzrasta nie maksymalnie 6 razy jak przewiduje norma,ale... 23! No pięknie, na bogato! Co to znaczyć może? Że stres bardzo mocno poodnosi mi prolaktynę, a z okazji tego,że w pracy wciąż mi towarzyszy i starania też są z nim związane, to po prostu mi to szkodzi i dzidziora nie ma (opcję z guzem przysadki odrzucam). Fakt powszechnie znany - spina na dziecko rzadko kończy się ciążą. Niestety trudno jest się wyluzować, prawda? Ale teraz mam czarno na białym, że bez odpuszczenia Bobasa nie będzie. I paradoksalnie słaby wynik bardzo mi pomógł. No i Pani Jola oczywiście! Powoli, zaznaczam, powoli zaczynam łapać dystans. Nie dam rady tego przyspieszyć.

Nigdy nie celebrowałam specjalnie Walentynek, ale dzisiaj mam ochotę to właśnie zrobić. Kocham mojego męża, wiecie? Ale odkrycie, prawda? Dzisiaj mam ochotę wykrzyczeć to całemu światu. Że Go kocham i jest najwspanialszym facetem na świecie. Że mnie wspiera, czuję się przy nim bezpiecznie i zrobię dla niego wszystko. Nigdy nie miałam wątpliwości co do tego Faceta, ale im jest nam trudniej, tym bardziej czuję, że zostanie jego żoną to najlepsza decyzja w moim życiu.

Będzie dobrze, prawda? Nie ma innej opcji. Będziemy mieli Maleństwo i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Innego scenariusza nie kupuję. Koniec i kropka!



poniedziałek, 11 lutego 2013

Nowy cykl, nowe nadzieje?

6 cykl po stracie. 6 podejście po Aniołku. Łącznie to już 9 miesięcy. 9 miesięcy czekania na Maluszka. Coraz bliżej urodzin Te i coraz więcej myśli, że wtedy miałam rodzić. Byłabym w III trymestrze teraz. Boli. Boli jak cholera.

Niestety okres znowu przyszedł. Tym razem było mniej łez, mniej smutku. Więcej myśli, więcej bezsilności. Coraz częściej wraca do mnie pytanie, czy kiedyś się w ogóle uda. Czy będziemy mieli dziecko. Zaczynamy diagnostykę. Niby proste, a aż tak trudne - kilka ukuć igłą, trochę więcej tabletek, ale trzeba zacząć działać. Nigdy nie myślałam,że to będzie tak trudne. Młoda jestem, no nie?! I chcę przecież w ciążę zajść! I co? I nic do cholery.

Kolejne podejście do TSH, które jak zwykle wyjdzie dobrze. P/ciała p/plemnikowe zrobione - za 4 do 21 (?!) dni będę miała wynik. Jutro, może w środę idę na prolaktynę z obciążeniem, więc jakieś 1,5h spędzę w przychodni. Te musi zrobić żołnierzykowe badania. 21 lutego odwiedzimy po raz pierwszy, i niestety nie ostatni pewnie, klinikę niepłodności. Tak, to już ten etap. Wciąż pytają nas kiedy będziemy mieli dziecko. Odpowiedź - "jak Bóg da" już nie działa. Mam ochotę wykrzyczeć światu, że ku*wa nie wiem kiedy będzie Dziecko, że raz już je straciłam, że boję się o kolejną ciążę, że nie wiem co jest nie tak. Powoli zbliża się rok walki o dziecko. Wiem, że to jeszcze niewiele. Dla mnie jednak to wieczność. Gdybym nie straciła Fasolki, to może byłoby łatwiej, na pewno mniej siedziałoby w głowie.

Męczy mnie bezsilność. Staram się pracować z Panią Jolą nad tym, aby mniej kontrolować i więcej relaksować. Móc normalnie rozmawiać o ciąży. Cholernie to trudne. Nie piszcie proszę, że może tym razem się uda i żebym się nie stresowała, że to krótki czas i że niedługo się uda. Przestaję w to wierzyć. Znowu zaczyna mnie takie podejście denerwować. Kolejny kryzys? Chyba tak. Powoli mam dosyć, nie wiem czy starczy mi sił na wszystkie badania, diagnozy, wizyty. Te powiedział,że zajmiemy się tym wszystkim na poważnie, że będzie mnie wspierał.Wiem, że tak będzie, ale nie wiem czy ja dam radę...

wtorek, 5 lutego 2013

Luty!




No to mamy luty. Kolejny miesiąc za nami. O miesiąc jesteśmy starsi, może mądrzejsi? Taką mam przynajmniej nadzieję. Dla mnie styczeń był ważny. Nowy rok i pierwsze wizyty z Panią Jolą. Zaczęłam rok od zmian, chociaż nie zakładałam zrzucenia kilku kilogramów, rzucenia palenia, czy mniej alkoholu. Nie jestem typem Bridget Jones. Ja założyłam, że chcę być dobrą mamą i żoną, lepszym człowiekiem. Chcę zacząć panować nad swoim wiecznym kontrolowaniem (masło maślane?).