wtorek, 31 grudnia 2013

2014!



W nadchodzącym roku życzę Wam spełnienia marzeń. Moje największe marzenie się spełniło i właśnie smacznie sobie śpi. Rok temu chciałam być mamą. Nie marzyłam o niczym innym. Teraz nią jestem. 

Tak - jestem mamą! Wciąż nie mogę uwierzyć, ale stało się! Tego samego życzę Wam. Bez względu na to, co jest Waszym marzeniem - niech się spełni!

piątek, 27 grudnia 2013

Pierwsza wizyta położnej



Zosia od 8 nie spała. Była karmiona kilka razy cycem i raz dokarmiona mm, gdy o 12 wpadła do nas położna. Z zaskoczenia oczywiście. Ja w piżamie, głodna, z dzieckiem na ręku. Pani Dorotka zupełnie się tym nie przejęła, a wręcz namawiała na jak najczęstsze spanie, gdy mała kima.



Co powiedziała o Zosi? Że pięknie przybiera na wadze (4070g) i wygląda na zdrowe i szczęśliwe dziecko. Mała ma trochę zmian na skórze, w związku z czym:
  • na maleńkie krostki na twarzy - 2 razy dziennie przecierać roztworem z nadmanianganu potasu,
  • na krostki na pupie - podmywanie krochmalem + wietrzenie dupki,
  • na suchą skórę - zamiast Oliatum 2 łyżki ciekłej parafiny do wody.
Kolejnym problemem było oczywiście karmienie. Na rozkręcenie laktacji plan jest taki:
  • karmię piersią przez max 40 min, zmieniając oczywiście strony,
  • jeśli dziecko jest wciąż głodne dokarmiam mm,
  • Zosia zasypia, a ja po godzinie-półtorej ściągam pokarm ok. 10 min z każdej piersi i zlewam do jednego pojemniczka,
  • w nocy karmię wyłącznie piersią + spuszczonym mlekiem.
Oczywiście staram się dużo pić i jeść 5 posiłków dziennie. Jeśli chodzi o nabiał - mogę zjeść coś raz dziennie, np. jogurt lub ser + mleko do inki. Jajka tylko w czymś, nie w wersji jajko na twardo lub jajecznica. Jakie będą efekty tegoż planu? Tego dowiemy się za kilka dni. Pokarmu już mam więcej, bo dzisiaj Zosia tylko raz jadła mm i tylko 60ml!!! W lodówce czeka już 50ml spuszczonego mleczka na wieczór, a to jeszcze nie koniec produkcji :)

Pani Dorotka okazała się być fajną kobietką, która rozumie problemy i chętnie pomaga. Nie krytykowała, tylko radziła. Widać, że doświadczenie ma ogromne. No i Zosi się spodobała. Zdecydowanie ma podejście do dzieci i matek. Mam nadzieję, że na następnej wizycie będę już w jeansach, skóra małej będzie wyglądała lepiej no i mleka będzie więcej. Wszystko oczywiście małymi kroczkami, ale jakoś damy radę! :)

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Głodne dziecko

Moje dziecko się nie najada. Po 100-120ml z butelki jest grzeczna, śpi i ma się świetnie. Marudzi troszkę, wydrze się, ale już normalnym płaczem albo leży pół godziny i się rozgląda - jak cudne, zdrowe dziecko.. Ja laktatorem spuszczam max 90ml, a ona wisi na cycu godzinę i tak płacze. Plan jest więc taki, by karmić ją cycem i dokarmiać moim mlekiem wcześniej ściągniętym. Czekać trzeba na rozkręcenie laktacji, innej opcji nie ma. 

Tak, tak, tak - przystawiam często, piję herbatki laktacyjne i bawarkę, nie zakładam stanika, żeby nie obciskać i hamować laktacji etc. Staram się. Niestety co 3 karmienie muszę podawać mm, bo niestety pokarmu wciąż niewiele. Nie chcę, żeby męczyła się cały dzień głodna. Waży już ponad 4kg, więc potrzeby większe, a u mnie nawału brak.

Jeśli macie napisać,że jestem złą matką, bo daję dziecku sztuczne mleko, to zatrzymajcie to dla siebie. Wyrzuty sumienia już miałam, płacz był, bezsilność. Ale nie mogę się załamywać, muszę rozkręcać laktację i dziecko dokarmiać.

piątek, 20 grudnia 2013

Mamą być - 8 doba

Nie wiem czego się spodziewałam przed urodzeniem Zosi. Liczyłam pewnie na to, że będzie małym i cudownym aniołkiem. Owszem - pierwsze 2 doby była najcudowniejszym dzieckiem na świecie, a teraz? Teraz jest różnie. Nie mogę narzekać, bo dwa razy dziennie zasypia na dwie-trzy godziny. Nie przeszkadza jej telewizor, rozmowy i gotowanie obiadu. Gorzej jest pomiędzy tymi cudownymi chwilami. A muszę przyznać, że płuca to ona ma! Najpierw był bolący brzuszek i brak kupki, teraz kup jest dużo, ale płacze jak szalona. Dzisiaj jest wyjątkowo nerwowa. Nie zasypia po jedzeniu, przewinięciu. Nie wiem już co mamy robić. Łzy same lecą po policzkach.

Jestem szczęśliwa i zmęczona. Tak bardzo zmęczona. Na szczęście mam już sporo pokarmu, więc jeden problem z głowy. Jak tylko pomyślę, że jest aniołkiem, ona staje się potworkiem i odwrotnie. Musimy być twardzi, przetrwać te pierwsze chwile, a potem może będzie lepiej? Najgorsze jest to, że wiem, że to ona męczy się najbardziej. My jakoś wytrzymamy, ale ona jest coraz bardziej zmęczona i zdenerwowana, co przekłada się na więcej płaczu i nerwów. Czy zawsze jest tak trudno? Kiedy dziecko staje się spokojniejsze?


wtorek, 17 grudnia 2013

Zosia!

Tak, Zosia jest już na świecie. 3860g i 56 cm szczęścia. Urodziła się 12.12 o godzinie 22.05 przez CC. O porodzie napiszę, ale nie teraz. Trudno się o tym wszystkim myśli, bo był to koszmar. Po wszystkim wcale nie lepiej. Od wczoraj jesteśmy w domku, zdecydowanie lepiej czujemy się tutaj niż w szpitalu. Ale dosyć złych wspomnień, czas pochwalić się Zosienią! 


piątek, 6 grudnia 2013

No i dupa!

Wcześniej pchała się na świat, a teraz się na niego szybko nie wybiera. Szyjka wciąż długa i zamknięta. Zosia ma się świetnie - rozpycha się, macha nogami, waży ok 3400g. Przepływy dobre. Wtorek stał się praktycznie nierealny. W poniedziałek lub środę ktg, ustalimy z doktorkiem w niedzielę. Znając moje szczęście urodzę grubo po terminie w święta. Dziękuję, dobranoc!

[Tak bardzo chcę Cię już zobaczyć i przytulić, poczuć Twój zapach, nie wypuszczać z objęć. Jesteś największym skarbem, na który czekałam całe życie! Już nic nie będzie takie samo, gdy pojawisz się na świecie.]

środa, 4 grudnia 2013

Kolejny raz na IP!

Tak, kolejny dzień spędziłam na izbie. Pojechałam ze skurczami i ostrym bólem pleców. Dostałam 2 zastrzyki nospy, zrobili 2 ktg, zbadali i wysłali do domu w niezmniejszonym bólem. Cały dzień i cała noc przepłakane i przechodzone. Prysznic, piłka, masaż, okłady nic nie pomogło. Zasnęłam ok 3, a dzisiaj o 11... było już po bólu. Okazało się, że Zosia dzisiaj leży inaczej i to pewnie ona była wczorajszą przyczyną bólu. Naciskała mi na jakiś nerw i dlatego nic nie pomagało. Nie urodzi się więc w imieniny babci Basi. Czekamy na piątek i opinię doktorka, czy wciąż 10.12 jest realny :)

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Maszyna do szycia cd.

Jeśli ktoś myślał,że nie szyję to jest w błędzie! Maszyna odpalana jest ostatnio prawie codziennie. Trzeba przecież jakoś zabijać czas, żeby nie zwariować! Dzisiaj skończyłyśmy 38tc i zaczynamy 39! To już całkiem niedługo, a jednak siedząc przed telewizorem ciągnie się w nieskończoność. Przy maszynie czas jakoś tak szybciej leci. 

 

W oknach kuchennych pojawiły się zazdrostki samodzielnie uszyte, a na stole obrusik. Na swoją kolej czekają jeszcze krzesła, które potrzebują nowego obicia. Wczoraj uszyłam poszewki na poduszki, które totalnie nie pasowały do mojej świątecznej aranżacji. Okazało się, że czerwony i fioletowy wcale się nie kłócą, przynajmniej na święta. 


 

No i skończyłam w końcu swój pierwszy kocyk dla Zosi! Nie wiedziałam jak wyjdzie, więc uszyłam go w oszczędniejszej wersji - nie korzystałam z popularnego teraz minky, ale materiałów z Ikei. Polar jest super przyjemny po wypraniu i wypłukaniu w płynie, a wzór materiału (chociaż dominuje czerń) niezwykle przypadł mi do gustu. 



W kolejce czekają zasłony do skrócenia i firaneczki do regału sąsiadki. Staram się nie odliczać dni, ale oczywiście to robię. Nie mogę doczekać się kiedy ją zobaczę i przytulę! 

wtorek, 26 listopada 2013

Za 2 tygodnie?

Doktorek powiedział wczoraj, że jest na to duża szansa, i że trzymać się będzie terminu 10.12, nie 16.12 jak wynika z miesiączki. Przejrzał zdjęcia usg z 9-10tc, sprawdził szyjkę, która skróciła się nieco, ale wciąż ma prawie 3cm, popatrzył na Zosię, sprawdził przepływy. Wszystko jest w porządku i wskazuje na to, że jest duże prawdopodobieństwo, że święta spędzimy w domu z Zosią, a nie na porodówce :)

Mała waży już ok 3,2kg! Nie jest już więc w sumie taka mała. Taaaak, wiem - to tylko orientacyjna waga, może urodzić się większa lub mniejsza :)

Z okazji tego, że po sklepach w grudniu nie pochodzę w poszukiwaniu prezentów, mam to już za sobą. W sobotę połaziłam 2h po centrum handlowym (spałam potem 3h hyhy!), no i od czego jest internet?! Na prezentowej liście pozostała już tylko jedna pozycja.

No i zaczynamy powoli wprawiać się w świąteczny klimat dekoracjami!


czwartek, 21 listopada 2013

3 lata

Dzisiaj mijają 3 lata odkąd jesteśmy razem. To przecież tak całkiem niewiele, a czuję jakbyśmy byli ze sobą od zawsze. W głowie coraz mniej wspomnień chwil bez siebie i coraz więcej wspólnych doświadczeń. 

3 lata. To tak niewiele, a przecież minęło 1,5 roku od ślubu, a Zosia już za chwilkę będzie na świecie! I dom zdążyliśmy kupić w miejsce starego mieszkania, pracę oboje zmieniliśmy. 

Jakoś tak ekspresowo to wszystko idzie. Ale dobrze mi z tym!

piątek, 15 listopada 2013

Obniżony brzuch!

Wczoraj dokonałam odkrycia - obniżył mi się brzuch. Dzisiaj, bez podpowiedzi, dwie koleżanki stwierdziły zaskoczone, że fakt ten nastąpił. Od 3 dni czułam ból miednicy i podbrzusza chodząc, wychodzi więc na to, że Zosia przygotowuje się do ewakuacji. Oczywiście fakt obniżenia brzucha może wskazywać na szybki poród... jak i na brak porodu. Znam dziewczyny, które urodziły po tygodniu i takie, którym wywoływać go trzeba było w 42tc. Podsumowując - albo urodzę szybko, albo nie :) Jak było u Was?

Na zdjęciu może nie bardzo to widać. Śmieszne uczucie, gdy cała góra brzucha jest taka mięciutka, no i lepiej mi się oddycha!

P.S. Nie pytam czy mi się obniżył brzuch, stwierdzam fakt :)

niedziela, 10 listopada 2013

Będę tęsknić...


Tak, będę tęsknić za brzuchem. Mimo tych wszystkich marudzeń i narzekań jak mi źle. Bo jest mi źle i mam dosyć i gdzieś muszę to wszystko wyrzucić z siebie. Padło na bloga. Lepsze to niż marudzenie mężowi, sąsiadce, przyjaciółce. Kocham ten brzuch i jego słodką zawartość. Doczekać się nie mogę wzięcia Zosi w ramiona.
 Przedwczoraj płakałam z bólu leżąc w łóżku, wczoraj dzień był cudownie bezobjawowy, co wykorzystaliśmy z mężem. Nie wiem co będzie dzisiaj/jutro. Dosyć mam ciąży, ale wiem, że już za miesiąc nie będę pamiętać o jakimkolwiek problemie z nią związanym. Uważać będę, że wcale nie było tak źle. Podobno to normalne. Już powoli zaczynam tęsknić na tym wszystkim. No może za moim serdelkami zamiast nóg nie zatęsknię!
Pozostał nam jakiś miesiąc do terminu z USG. Ile to jeszcze potrwa nie wie nikt. Zosia ma już mało miejsca, ale mimo to wygina się jak "człowiek guma". Doczekać się jej nie mogę...

środa, 6 listopada 2013

Zła matka?

Tak się teraz właśnie czuję. Wiem, że powinnam chcieć, żeby Zosia została w brzuchu jak najdłużej, bo to dla niej najlepsze, a ja chcę już urodzić. Czuję się z tym okropnie. Mój obecny stan wydaje mi się być bardzo uciążliwy, z każdym tygodniem będzie gorzej, ale wiem, że po porodzie będę myśleć inaczej. Wszystko stanie się mniej przerażające i będę śmiała się z niektórych moich ciążowych problemów. Obecnie czuję się strasznie. Dzisiaj o 4 miałam okropny skurcz, który mnie obudził i nie pozwolił spać przez długi czas. Cały dzień mam bolesne skurcze, Zosia kopie, naciska mi na wszystkie organy, czuję, jak moja miednica chce eksplodować. Modlić się powinnam, żeby Mała siedziała w brzuchu jeszcze kilka tygodni, ale na obecną chwilę nie potrafię. Czuję się jak zła matka. Samolubna i zła. Pomocy!

wtorek, 5 listopada 2013

Gotowa i niegotowa!

No gotowa i niegotowa na dziecko jestem. Bo chcę,żeby szybko wyszła i przygotowana wyprawka, pokoik, torba spakowana. Jednocześnie się boję. Dziwne uczucie. Boję się, że sobie nie poradzę, że nie będziemy rozumieć Zosi, że wszystko się zmieni i nie damy sobie rady. Mieszanka uczuć. Chyba zaczynam panikować.

Zosia zdrowa. Rośnie ładnie. Obecnie waży ok 2460g, wg usg oczywiście. Pan doktor stawia, że urodzi się bliżej początku grudnia niż świąt, z okazji rozmiarów, skurczy i tego, że szyjka się powoli rozwiera. Mam nadzieję, że pójdzie szybko i nie będziemy musiały się męczyć. To,że wszystko pięknie wygląda oczywiście mnie nie uspakaja. Bo przecież i tak może być na coś chora, albo coś się wykrzaczy. Tak, panikuję. 

Mąż stara się mnie odstresować, pocieszyć i odciągnąć ode mnie złe myśli. Nie udaje mu się. Może to dlatego, że spać nie mogę? Młoda wciąż się wierci, mi chce się wciąż siku, a większość ruchów podczas snu sprawia mi ból. O ciągłej zgadze i puchnących nogach już nie wspominając. No i mleko mi wciąż leci. Jak słyszę płacz dziecka albo w DDTVN pokazują maluszki, jak mąż masaż mi robi, no i obowiązkowo jak wstaję rano, to po nocy koszulka w plamkach. 

Mam dosyć ciąży. Warto jednak to wszystko wycierpieć, dla tego dzieciątka kopiącego w żebra. Dałabym radę pewnie jeszcze i 3 miesiące - dla Niej. Nie zmienia to faktu, że mam dosyć. Zazdroszczę bezproblemowych, mało objawowych ciąż. Nie chwaliłam się jeszcze, ale w kwietniu zostanę ciocią małej, słodkiej dziewczynki. Siostra ma się świetnie, tak jakby nie była w 17tc. Zazdroszczę i cieszę się z tego jednocześnie.

Jeszcze tylko kilka tygodni...

czwartek, 31 października 2013

Jakby tego wszystkiego było mało...

... to dzisiaj wylądowałam na Izbie Przyjęć. Po 3 min od spożycia śniadania o godzinie 7.30 zaczęła się biegunka i wymioty. Po godzinie nie wiedziałam już na jakim świecie żyję. Takich wrażeń nie miałam nawet na początku ciąży. Mąż do pracy nie pojechał. Zadzwoniłam do doktorka po 10 i kazał na IP jechać jak najszybciej. Z badań wyszło, że to tylko infekcja, więc dostałam ponad litr kroplówek, pospałam na kozetce i o 16 byliśmy w domu. Ciekawe co będzie następne... jakieś propozycje? :)

Z plusów - na ktg miałam tylko jeden mocny skurcz. Przynajmniej tu jest lepiej.

P.S. Pojawiły się małe rozstępy mimo smarowania się od początku ciąży. Zaczynam zbierać na laser... :P

środa, 30 października 2013

Rośniemy - 34tc!


33tc2d a brzuch ogrrrromny! Mam nadzieję jednak, że jeszcze urośnie,bo Zosia zostanie tam minimum  4 tygodnie :)

Co oprócz skurczy w 34 tc?

Otóż:
* 6kg na plusie;
* wahania nastrojów;
* mdłości;
* zaparcia na zmianę z biegunkami;
* ból bioder i miednicy.

Podsumowując - same słodkości :) 


poniedziałek, 28 października 2013

Przepowiadające?

U mnie wciąż twardnieje brzuch. Czasami jest to wyłącznie zwykłe spięcie, czasami bolesny skurcz. Wczoraj o 1 wzięłam leki, udało się zasnąć, ale o 3 obudził mnie ból. Dzisiaj znowu to samo. Jeśli do wieczora nie przejdzie to jedziemy na IP, jeśli będzie lepiej to jutro wizyta u doktorka. 

Leżę, odpoczywam, biorę tabletki, a lepiej nie jest. Zaciskam nogi, dobrze, żeby posiedziała w środku jeszcze min. 3-4 tyg. Obecnie ma czkawkę, od kilku dni skacze jak szalona i widocznie bawi się świetnie. Szkoda, że nie mogę powiedzieć tego o sobie. Trzymajcie kciuki za Nas!

[20:45]

Byliśmy u doktorka. Z szyjką wszystko ok, ale mam brać luteinę dopochwowo 3x1 i zadzwonić jutro w południe czy się uspokoiło. Jeśli się nie uspokoi, to pewnie czeka mnie wizyta w szpitalu, ale nie ma co krakać. Będzie dobrze, jutro się uspokoi, prawda?

czwartek, 17 października 2013

Bo 32tc to trochę za wcześnie...

... żeby Zosieńka przyszła na świat. Fakt, że jest już coraz bliżej do daty porodu, ale nie oznacza to, że można tak matkę i ojca straszyć! Skurcze, twardnienie brzucha mam już od dawna, ale to co stało się przedwczoraj to już lekka przesada!

Ok 22 zaczął mi twardnieć brzuch, co drugi skurcz był bolesny. Zgodnie z zaleceniami położnej zaczęłam obserwować czas, żeby stwierdzić co i jak. Okazało się, że powtarza się to co 2-3 minuty i wtedy zaczęłam się denerwować. Wzięłam No spę i dwie tabletki magnezu, ale nie pomogło. Pierwszy sygnał do niepokoju, jak mówił lekarz. Wyciągnęłam więc piłkę, na której poćwiczyłam rozluźniające ćwiczenia, zaprezentowane na szkole rodzenia. Nie pomogło zbyt wiele, ale skurcze przychodziły już co 10 min. Ostatnia deska ratunku przed pojechaniem na IP - ciepły prysznic. Udało się! Przed północą skurcze ustały, a w nocy miałam już tylko dwa. 

Dumna jestem z siebie, wiecie? Że nie pojechałam od razu do szpitala, że zastosowałam się do zaleceń specjalistów. Oczywiście poinformuję doktorka o tym, co się stało, ale wiecie - nie spanikowałam! Obawiałam się, że jak zajdę w ciążę, to będę świrować na każdym kroku, a robię to tylko na co drugim :P

wtorek, 15 października 2013

Dzień Dziecka Utraconego


Tak, to dzisiaj. Dzisiaj boli bardziej. 
Tak wielu rodziców dzisiaj myśli o swoich Aniołkach. Zbyt wielu...


środa, 9 października 2013

Złota jesień, złoty czas?


Dzisiaj w ogrodzie piękna, złota jesień. A co za tym idzie - mnóstwo liści! Same się oczywiście nie posprzątają, więc musiałam zrobić to ja. Oczywiście z wielkim balonem z przodu trudno jest zgrabić liście perfekcyjne. Zebrałam 2 worki, dopadł mnie ból pleców i na tym się skończyło. No, dałam jeszcze nawóz do bluszczy i na tuje. I tyle :)

A i wyzdrowiałam! Byłam u lekarza, ale uspokoił mnie, że to nie angina, a zapalenie gardła. Po kilku dniach męczarni cudownie ozdrowiałam. Nie musiałam więc truć Zosi antybiotykami. 

A skoro już o niej mowa... rośnie jak na drożdżach! Doktorek stwierdził, że urodzi się w pierwszej połowie grudnia, ale jeśli będzie wciąż tak szybko rosła to czeka mnie cesarskie cięcie. Dowiem się pod koniec listopada jak wyglądać będzie poród. Otóż nasz Maluch waży już ponad 1700g, a kość udowa mierzy 65mm! Mam nadzieję, że rozmiar 56 będzie dobry, bo jej nogi są długie ponad przeciętną :)


Ja, odpukać, czuję się dobrze i na wadze +5kg od początku.Zosia skacze tak, że brzuch mi faluje. Czasami jak zasadzi matce kopniaka, to łzy mi stają w oczach! Ale kocham nawet te bolesne ruchy, bo wiem, że tam jest i ma się dobrze. Obecnie przebywa w pozycji nietoperza, główką w dół. Mam nadzieję, że tak już zostanie!


P.S. Czekoladowe Kretowisko i MrsD - odezwijcie się proszę, nie mam dostępu do Was!

wtorek, 1 października 2013

Eh!

Znowu chora. Dokładnie jakieś dziadostwo zaatakowało mi gardło, ale tylko z jednej strony. Wygląda jak początek anginy, aczkolwiek mam nadzieję, że moja kuracja to zatrzyma. Nie spałam całą noc, zasnęłam o 5 na 2h. Zosia też nie spała. Kopała jak szalona. Chcę uniknąć antybiotyku, ale jeśli do jutra rana się  nie poprawi, to pójdę do lekarza. Teraz sensu nie ma - biorę tantum verde, płuczę wodą z sodą, zarzuciłam Apapik na ból, żeby zasnąć. No i łykam całą resztę moich codziennych leków. A miałam nadzieję, że jakoś uda mi się te 2 miesiące z lekką górką przechodzić bez chorób. No to peszek. Eh!

piątek, 27 września 2013

Wbrew SLA !!!


 Jak wiecie zawsze włączam się w akcje mające na celu pomoc tym, którzy jej potrzebują. Zazwyczaj są to bezbronne maluchy, ale dzisiaj chciałabym zwrócić Wam uwagę na kogoś nieco starszego... Rafał ma 31 lat i SLA, czyli stwardnienie zanikowe boczne. Potrzeba "jedynie" 200 tys. zł, aby zafundować mu szansę na lepsze jutro. Niestety znając życie będzie to dopiero pierwsze starcie, ale przecież nie ma rzeczy niemożliwych, prawda?

Ten facet chce żyć! No i jest znajomym mojego męża, żeby nie on to pewnie nie grałby teraz tak dobrze na gitarze, no i siłą rzeczy nie byłaby ona jego pasją. Dobrze wiecie, że nawet złotówka przelana na jego konto będzie ogromną kwotą, gdy zrobi to tłum. Pomóżcie Rafałowi cieszyć się życiem, dajcie mu szansę...  




Wejdźcie na stronę WBREWSLA i sprawdźcie kim jest człowiek, o którym piszę. No i oczywiście jak można mu pomóc! 

czwartek, 26 września 2013

Szaro,buro...

... zimno i deszczowo. Pięknej i złotej jesieni żądam! Żebym na spacery mogła znowu chodzić i kolorowe liście zbierać. I żeby pranie mogło jeszcze przeschnąć na jesiennym słońcu i herbatkę można było na tarasie wypić. Myślicie, że jeszcze wróci? Chociaż na chwilkę?


Potrzebuję pozytywnych impulsów! Pozbyć się chcę wewnętrznego niepokoju, bo przecież wszystko się ułoży.



Wczoraj byliśmy na kolejnych zajęciach ze szkoły rodzenia. Nie wiem czy jest ona potrzebna, czy nie - każdy ma swoje zdanie. U nas chciał chodzić mąż, bo nurtuje go wiele spraw, sporo chce się nauczyć. No więc zapisałam nas i chodzimy. Okazało się, że ja też potrzebowałam, chociaż wcześniej nie zdawałam sobie z tego sprawy. Wczoraj były pozycje porodowe, kwestie znieczuleń, pomysły na łagodzenie bólu, ćwiczenia na piłce. Położna, która prowadzi tę część zajęć jest świetna. Wypytałam o wszystko :) Jestem osobą, która woli wiedzieć co i jak, wtedy mniej się boi. No i poród wciąż mnie nie przeraża. Czekam na Zosię z utęsknieniem, chcę ją zobaczyć i przytulić. Mieć w ramionach, powiedzieć jak ją kocham i jak na nią czekałam.

Za 1,5 tyg wizyta, skończę dokładnie 30tc. To już tak blisko...

poniedziałek, 16 września 2013

25 urodziny...

... tak, 25 lat mojego życia. Chciałam podsumować, zastanowić się, ale nie dam rady przez najbliższy czas... Niestety trochę się wszystko skomplikowało. Nie bezpośrednio u mnie, ale u osoby bardzo bliskiej. Nie wiem co myśleć, co robić. Serce wali jak szalone, próbuję się uspokoić. Dla Zosi.

Zdecydowanie przełomowe urodziny i to nie ze względu na ćwierćwiecze... 

Mąż w delegacji, wraca w środę w nocy. Czemu go tu nie ma?! Nie wiem, nie jego wina. Po prostu przebrzydły los.


sobota, 14 września 2013

Tarczyca oszalała!

Ostatnio czułam się słabo. Byłam zmęczona i mnóstwo spałam. Wydawało mi się, że to pogoda i podziębienie. Ale to, że Zosia z hiper aktywnego dziecka stała się prawie niewyczuwalnym bobasem wydało mi się co najmniej dziwne. Znając już moją nieprzewidywalną tarczycę postanowiłam zrobić badanie tsh. Okazało się, że był to strzał w 10! Miałam współczynnik najwyższy w mojej historii. Cudem umówiłam wizytę następnego dnia, cudem, bo kolejny termin był na październik. Wizyta super i lekarz mega kompetentny, ogarnięty. Przestudiował wszystkie badania tsh jakie kiedykolwiek zrobiłam i usg tarczycy. Doktorek kazał brać naprzemiennie 50 i 75 + jod. Za miesiąc mam badania i kontrolę, zobaczymy czy leczenie przyniesie skutek.
 
Wczoraj mieliśmy wizytę u dr Tomka. Zosia zdrowa, ale potwierdził, że  rusza się mniej przez to, że tarczyca oszalała. Powiedział też , że jeśli po kilku dniach brania większej dawki jej ruch nie wróci do normy, to mam się pojawić. Dzisiaj na szczęście pięknie skopała mamę! Serducho wali 144/min , a waga to już 1040g! Lekarz powiedział, że albo urodzi się wcześniej (wciąż jest starsza niż wg miesiączki), albo będzie dużym dzieckiem. Pocieszył mnie jak cholera :) I powiedziałam, że błagam, żeby na święta nie rodzić.Obiecał, że postara się zrobić tak, żeby wyszło nie na święta :)

Nasza mała modelka znowu nie chciała współpracować i ustawić się do pięknego zdjęcia dla rodziców, ale coś udało się uchwycić! Nie wiem, czy się dopatrzycie, ale młoda ustawiła się profilem i najlepiej widać jej nosek :)

 

sobota, 7 września 2013

100 dni!

Tak, zostało około 100 dni. Może trochę mniej, może jednak kilka więcej, ale wciąż okolica setki.

Dzisiaj mi się śniło, że jest na świecie. Urodziła się dokładnie w 22tc4d, w związku z czym była maleńka. Maleńka i z czarnymi włoskami. I tak śmienie ssała pierś! Tak, wiem nie ma możliwości, żeby przeżyła po urodzeniu na tym etapie, ale na tym skupiać się nie chcę. Grunt, że ją widziałam, była piękna i zdrowa. 

Wszystko prawie gotowe. I pokoik też, chociaż na początku pewnie i tak spać będzie w naszej sypialni. Tata kupił sukienkę dla córy, którą ma założyć, uwaga, w kwietniu na jego urodziny :) Mamy więc bardzo potrzebne rzeczy i te troszkę mniej. Doczekać się już nie możemy, ale coraz częściej pojawia się lęk czy sobie poradzimy z tą małą istotą. Czytając ostatnie wpisy młodych mam zastanawiam się coraz częściej jak to będzie u nas...

Ja wciąż 3kg na plusie, wciąż zakatarzona i z zapchanymi zatokami, ale wciąż bardziej szczęśliwa i jednocześnie zatroskana. Jeszcze 100 dni...

poniedziałek, 2 września 2013

Chora?


Tak, pierwsza poważniejsza infekcja w ciąży. Od soboty mam zapchany nos i  gardło, gorączkę, boli mnie głowa, zasypiam i marudzę. Z najmniej inwazyjnych leków mam Apap i Tantum Verde. 

Bazuję na domowych sposobach na przeziębienie:
* syropie z cebuli, czosnku, miodu i cytryny,
*rosole,
*napoju cytrynowo-miodowym,
*cebuli na kanapkach.

Tak, pięknie pachnę :) Męża już prze leczyłam, poszedł nawet do pracy dzisiaj, a wczoraj były jeszcze obawy. Ze mną idzie trochę gorzej, ale walczę dzielnie. Jak jutro się nie poprawi, to idę do lekarza. 

wtorek, 27 sierpnia 2013

25 tc oficjalnie rozpoczęty!

Rośniemy. Zdecydowanie rośniemy! Ja mam 3kg na plusie, Zosia waży już prawie 700g! Coś czuję, że na następnej wizycie będzie już kilogram :) No i nogi ma długie, baaardzo długie. Chyba po tacie :)

Mała wciąż wierci się i kopie. Brzuch zaczął falować, w poczekalni u lekarza tata mógł zobaczyć jak podskakuje siedząc na przeciwko. Wcześniej wyczuwał dłonią tylko jak się mocno skupiliśmy, wczoraj przy wieczornym filmie skopała tatę konkretnie. 

Pojawiła się też siara. Dzisiaj odkryłam sporo biało-żółtych plamek na koszulce, w której spałam. Wczoraj cały dzień wydawało mi się, że pachnę małym dzieckiem. teraz wiem dlaczego - to taki mleczny zapach :P

W piątek miałam plamienie ze skrzepami. Od razu pojechaliśmy na IP, gdzie mnie dokładnie przebadano i nie stwierdzono nic niepokojącego. Wczoraj doktorek powiedział, że to pęknięte naczynko w szyjce macicy. Podobno to,  że jestem na zwolnieniu uratowało nam tyłki, bo stały wysiłek - praca, mogłaby doprowadzić do przedwczesnego porodu. Szyjka mogłaby nie wytrzymać. Dostałam dodatkowe dawki żelaza i magnezu i mam się mocno oszczędzać. 
 

środa, 21 sierpnia 2013

Samopoczucie w górę a wyniki w dół!

Powróciłam z "urlopu". Umownie tak to nazywam. Był to wyjazd do rodziców, ale spędzony nad jeziorkiem i z urlopującym mężem. Zdjęcia uwięzione są przez Te na jego aparacie, więc czekam grzecznie aż znajdzie chwilę i mi je udostępni. 

Wróciłam wypoczęta i w dobrym humorze. Czuję się świetnie! Zośka skacze w brzuszku, który wciąż się powiększa. No i już 3kg na plusie. Mama przytyła i ze mną, i z siostrą po 13kg, mam więcej jeszcze 10kg zapasu :)

Nie wiedzieć czemu wyniki słabe. Dzisiaj wyssano ze mnie 3 probówki krwi, no i mocz też oddałam. Hemoglobina i hematokryt wciąż w dół mimo diety i żelaza w tabletkach, neutrofile nadal za wysokie, a limfocyty tym razem poniżej normy. Sporo wyników na granicy. Mocz ok, tylko pH znowu wzrosło do 7 i ciężar właściwy wciąż za mały. Czekam jeszcze na werdykt z testu obciążenia glukozą. Do tej pory mam mdłości, okropne badanie. 

W poniedziałek wizyta u Doktorka. Zobaczymy co powie. Miłego dnia Wam życzę!


wtorek, 6 sierpnia 2013

Zaczynam lubić ciążę?

Tak, zdecydowanie obecnie ją lubię. Od tygodnia (odpukać!) czuję się dobrze. Tak, wiem że za miesiąc-dwa już będzie gorzej, ale chcę cieszyć się przynajmniej kilka tygodni tym stanem!  Oczywiście upały dają mi się we znaki, ale pewnie jak każdemu. Nie każdy pewnie musi kupić sportowe sandały. Ja muszę - żadne buty oprócz klapek na rzepy, które posiadam, na mnie nie wchodzą, moje nogi są tak mocno spuchnięte. To nowość, bo takiego stanu jeszcze nie było. Pomijając ten mały szczegół jest dobrze!

Brzuch rośnie, +1kg na wadze, nie mam mdłości, bóli głowy, mam humor. Apetytu wciąż brak, ale zaparć również :P Zosia rośnie pięknie. Wczoraj Pan doktorek zrobił dokładne pomiary połówkowe, pokazał serduszko i inne wewnętrzne narządy, mózg przybliżył - wszystko w najlepszym porządku. Nasza panna waży ok 400g :) Cały dzień skakała w brzuchu, a podczas USG nie było lepiej. Doktorek śmiał się, że jest niezwykle ruchliwa i musiał się postarać, żeby ją dobrze oglądnąć. Zdjęcia buźki w 3d nie chciała - zasłaniała się cały czas. Cudnie leżała w brzuszku, zw zgiętymi nóżkami, które raz za razem kopały mamusię. A poniżej jej domek:


Do pracy już nie wrócę, jest za mnie zastępstwo. Nie ukrywam, że to również poprawiło moje samopoczucie, nie myślę już o tym, że powinnam pracować. Samochód zakupiony, mebelki czekają na ostatnią warstwę farby, ubranek mamy już mnóstwo. A w poniedziałek jadę do rodziców na tydzień. Będę moczyła nogi w jeziorze i czytała książki w cieniu. Mąż dojedzie w połowie tygodnia, więc rodzinka będzie w komplecie. Strój, a raczej tankini zakupiłam na allegro po taniości, lekko za duże, więc przerobiłam je sobie na maszynie. Żyć nie umierać!

niedziela, 28 lipca 2013

No to będę szyć!

Tak, będę szyć. Taki jest przynajmniej plan. Nigdy w życiu nie miałam nic wspólnego z maszyną do szycia, ale zawsze o niej marzyłam. Dostałam z okazji imienin, od męża. Prezent spóźniony, bo z 22 lipca, ale zdecydować się nie mogłam. Jak to baba w ciąży! Dziwnym zbiegiem okoliczności najodpowiedniejszym modelem dla żółtodzioba okazała się Zofia. Tak - Zofia z Łucznika! 

 
Maszyna już przetestowana - spodnie męża z dziurą na kolanie stały się krótkimi spodenkami roboczymi (jedna nogawka jest nieco krótsza, ale kto by zwracał uwagę na szczegóły?!); w innych przeszyłam kieszeń, która się odpruła; no i inne robocze w kroku trzeba było zszyć! Teraz kolej na moje rzeczy, bo bluzkę i sukienkę mam do poprawki. Muszę przyznać, że obawiałam się, że to trudniejsze.

Jak widać rzeczy niemożliwe stają się możliwe. Ciąża przestawia świat do góry nogami! Zostałam krawcową i ogrodnikiem. Kto by pomyślał?! Głównie ten ogrodnik mnie zadziwia, bo posadzenie 4 bluszczy, 7 wrzosów, jakiegoś japońskiego krzaczka i 2 sadzonek lawendy to już chyba ogrodnictwo? Dodam, że wszystko przykryte ściółką przepuszczającą wodę, a nie chwasty i przykryte korą. No i jeszcze rośliny przeciw komarom w donicy! Oczywiście pomagał mąż, bo ja ze swoją ciążową formą mogłabym tylko pomarzyć o takiej aktywności! W takim razie ogrodnikiem stałam się w połowie :) 


wtorek, 23 lipca 2013

Zośka jest Zośką, czyli prawie połowa ciąży za nami...

No to po wizycie. Kolejna 30 lipca u innego doktorka i to już będzie u niego ostatnia. Dr Irka zastąpi na stałe dr Tomek, ten do którego mam blisko,pracuje w szpitalu,w którym chcę rodzić, i do którego mogę dzwonić nawet o 3 nad ranem. U tegoż doktorka mamy zgłosić się z wynikami badań 5 sierpnia. 

W każdym razie nasza Mała dziewczynka jest wciąż dziewczynką i Pan doktor ze specjalizacją z ultrasonografii powiedział, że nie powinno się już nic zmienić. Mam nadzieję, bo chcę zacząć zakupy :) 

Malutka Zosia jest zdrowa, waży ok 302 g, a jej serduszko bije 150 razy na minutę :) Mama czuje się trochę gorzej niż córka i ma z okazji ciąży uczulenie na brzozę, której dookoła domu pełno. Muszę się pomęczyć, bo leki anty nie są super pomocne Małej. Jak będzie gorzej, wtedy może coś dostanę.

Prawie połowa ciąży za nami, podobno od tej pory powinno iść z górki. Taką mam nadzieję. Porodu zupełnie się nie boję, na poród czekam z utęsknieniem! Będzie po wszystkim, a Zośka będzie w moich ramionach, przestanę stawiać sobie granice, że "jak minie ten i ten tydzień ciąży to będzie to i to". Skończą się mdłości, zaparcia, puchnące stopy, zawroty głowy, będę mogła normalnie się schylać i golić nogi. Oczywiście ten czas jest magiczny, ale zazdroszczę bezproblemowych ciąż. Coraz bardziej wyczuwam ruchy Małej i tata doczekać się nie może, kiedy córa go kopnie w rękę :)

P.S. W końcu przytyłam, znaczy się dobrnęłam do wagi sprzed ciąży, mamy więc +/- 0 kg.

piątek, 19 lipca 2013

Szymonkowe oczko!

Kochani, potrzebna jest pomoc. Do 10 sierpnia prowadzona jest zbiórka dla małego Szymonka. Kim jest ten młodzieniec?

Szymek to chłopczyk, który traci wzrok. Ma prawie 2 latka i nic wcześniej nie wskazywało na to, że może nie widzieć. Jest jeszcze za mały, żeby o tym powiedzieć. Od urodzenia miał problem z ropiejącymi oczkami, ale lekarze zalecili antybiotyki i płukanie kanalików łzowych. Rodzice czuli, że nie wszystko jest w porządu. Szymek był niespokojny. Któregoś dnia zauważyli odblask w prawym oczku synka. Wyglądało to jak zbocze góry lodowej. Od razu udali się do lekarza. Nie byli gotowi na to, co usłyszeli. USG i badanie dna oka wykazały guza na siatkówce.

Nawet te małe wpłaty - po 10, 20 zł pomogą uratować Małego, zróbmy efekt skali! Poniżej załączam 2 linki do zbiórek, pierwszy to główna akcja, drugi - blogowa akacja naszej Kurnikowej Mamuśki


http://www.siepomaga.pl/f/mamserce/c/902

http://www.siepomaga.pl/r/lipstick-at-home

Serdecznie dziękuję za każdą złotówkę!

czwartek, 11 lipca 2013

Brzuchowo - wózkowo

Brzuch rośnie. Chociaż szczerze mówiąc wcześniej wyskoczył jak z procy, a teraz jakoś tak powolutku rośnie.

Mimo tego, że lokator coraz bardziej się rozpycha u mnie wciąż 2kg mniej niż na początku ciąży. Czy powinnam zacząć się martwić? Fakt, że miałam nadwagę i wyższe BMI z okazji tej cholernej tarczycy, ale nawet wg większego obciążenia startowego powinnam teraz mieć min 3kg na plusie. Wg tych wszystkich kalkulatorów, które obliczyć mają prawidłowy wzrost masy ciała, biorąc pod uwagę BMI. Zaczynam się martwić, czy jej nie zaszkodzę tym, że totalnie nie przybieram. Pierwszy raz w życiu chcę przytyć :)

Bo dbam o mój mały brzuszek w środku... wczoraj o godz. 20 Zosia poprosiła o drożdżówki z serem. Zanim zrobiłam zakupy, zagniotłam, upiekłam na zegarze była już 22. Tak, tak - baaaardzo niezdrowo! Ale jakie były pyszne! Młoda stanowczo się ożywiła, bo leżąc już w łóżku na boku czułam małą, skubiącą mnie od środka rybkę. 




Miało być też wózkowo. Totalnie nie znam się na temacie. Czytałam i czytałam, i sama już nie wiedziałam na co się zdecydować, zwłaszcza że dziwnym trafem najbardziej podobały mi się najdroższe modele. Mając na głowie szybki zakup auta, które pomieści naszą trójkę, a także będzie w stanie przywieźć łóżeczko i inne większe duperele, nie bardzo mogę poszaleć z kasą. Rozwiązanie spadło z nieba. Mąż rozmawiając w kolejce z sąsiadem o przygotowaniach, został zaczepiony przez mężczyznę, który do sprzedania ma wózek i mieszka 2 ulice od nas. Model to Jedo Bartatina w opcji na paskach, co umożliwi bujanie bobasa. 

Z rozmów z wieloma koleżankami wiem, że najczęściej kupują inne spacerówki, więc jeśli wydam 2 000 zł na wózek, a potem kupię i tak spacerówkę za 1 300 zł (marki Cybex, z filtrem 50 UV!), to średnio mi się opłaca. Obecni właściciele wspomnianego wózka używali go niecały rok, więc jest w super stanie! Rączka wygląda jakby była nowiutka, jest jeszcze roczna gwarancja (do czerwca 2014), torba w komplecie, wszystkie elementy można prać bez problemu. Najbardziej przekonuje mnie cena 800 zł! Potrzebowałam pompowanych kół na śnieg i dużej gondoli, żeby bobas miał sporo luzu. Po promocyjnej cenie możemy kupić jeszcze fotelik Maxi Cosi Cabrio z daszkiem, który jest dosyć popularnym rozwiązaniem, więc naczytałam się opinii.

Czasami człowiek ma farta. Z takich wielkogabarytowych rzeczy pozostało zakupić furę dla Zośki, łóżeczko, przewijak, chustę do noszenia, wanienkę... Nie wspominając o wszelkich duperelach. Bardzo miłe zakupy, chyba najmilsze w moim życiu! Lista wraz z linkami przygotowana, teraz przed nami 5 miesięcy sukcesywnych zakupów :)

niedziela, 7 lipca 2013

Jutro zaczniemy 18tc!



Tak, to już jutro. Za tydzień umówię się do doktorka na USG i wizytę, do tego drugiego, bo planowo mam 30 lipca. Ale tak jak pisałam - ten drugi jest super, mam blisko i pracuje w szpitalu, w którym chcę rodzić.

Brzuch rośnie. Na niektórych zdjęciach wygląda, jakby był już ogromny. Może taki jest, albo ja tak na niego patrzę?

czwartek, 4 lipca 2013

Czuję ruchy, czy nie czuję?

Wszyscy o to pytają. Czy już czuję. A ja nie wiem, bo niby skąd mam wiedzieć? Pierwszy raz zostanę mamą. Od kilku dni 1-2 razy dziennie czuję takie pojedyncze bąbelki. Nie jestem jednak pewna, czy to już TO, czy tylko mi się wydaje, bo lada moment powinnam poczuć Zośkę (albo Ignasia :P). Jak to właściwie jest? Słyszałam już o bąbelkach, motylkach i burczeniu w brzuchu. Ktoś coś w temacie? :)

Wczoraj byłam na wizycie kontrolnej i to pytanie też padło, odpowiedziałam więc zgodnie z tym co noszę w głowie. Najważniejsze, że dziecko ma się dobrze ma już 111mm, a kość udowa mierzy 20,5 mm :) Zatem termin porodu nie uległ zmianie, nadal wygląda na to, że jest o tydzień starsza. Potwierdzenia płci nie było, bo uparciuch spał i nie chciał się za bardzo się przekręcać. Na zdjęciu pięknie prezentuje swoje plecy, ma nas generalnie w tyle. Kolejne usg 30 lipca, ale za za tydzień lub dwa pójdę do lekarza, którego ostatnio odwiedziłam. Polecony jest przez moją sąsiadkę, pracuje w szpitalu, w którym chce rodzić, no i wywarł na mnie i moim Te super wrażenie. Chcę po prostu mieć drugiego lekarza u siebie, na miejscu., żebym nie musiała wybierać się do Wwa i spędzać tam pół dnia. No i takiego, który być może zajmie się mną w szpitalu, a na pewno pomoże mi się do niego dostać.

Wciąż czuję się słabo. Miało to minąć z końcem I trymestru, ja jestem w połowie drugiego i lepiej nie jest. Nie wymiotuję, ale mam bóle brzucha, głowy, wahania nastrojów, męczy mnie senność, a jednocześnie wstaję o 4-5 nad ranem. Jeszcze ok 160 dni, a ja powoli mam dosyć. Na podwórku wytrzymuję 10 min max, więc nie wychodzę prawie z domu. Niech już będzie grudzień...

P.S. Ostatnie wyniki moczu pokazały, że mam "liczne bakterie". Bomba! Dzisiaj przyjmę dawkę antybiotyku, a przez miesiąc dodatkowe witaminki na zakwaszenie moczu etc. Jak nie urok to sraczka :)

piątek, 28 czerwca 2013

GLOSSYBOX Mom&Baby

Dzisiaj dotarł do mnie mój GLOSSYBOX. Kilka razy korzystałam już z tej opcji i zawsze byłam zadowolona z kosmetyków, próbek i no i fajnego pudełka, które można potem fajnie wykorzystać. Nie mogłam się więc powstrzymać przed zakupem wersji dla mamy i dziecka. Koszt to 59zł, a już 3 pełnowartościowe produkty z paczki to 80zł!

Byłam ciekawa produktów marki Mixa, które ostatnio weszły do Polski. We Francji dostępne od lat, w PL Loreal wprowadził dopiero teraz. Słyszałam pozytywne opinie od koleżanek, które miały już do czynienia z tymi kosmetykami, więc mam już kolejne składniki naszej zosiowej wyprawki :)

Dla mamy jest produkt ujędrniający biust! Obecnie używam Palmersa, którego próbka również znajduje się w zestawie i muszę przyznać, że balsam do ciała, jak i do biustu jest genialny. Zrobił mi się mały, czerwony rozstęp po prawej str brzucha, a gdy zaczęłam stresować Palmers'a znacznie się zmniejszył i mam nadzieję, że zniknie. No i brzuch przestał swędzieć :) Wcześniej musiałam smarować się co kilka godzin, teraz max 2 razy na dobę. 

Niestety jest tylko maleńka buteleczka szamponu i płynu do mycia ciała dzidziusia marki PAT&RUB. Jest to linia od Kingi Rusin, a ja absolutnie uwielbiam wszystkie jej produkty! Stworzone są z naturalnych składników, co dodatkowo przemawia na ich korzyść. Kocham peeling cukrowy z trawą cytrynową i kokosem! Co prawda ciężko jest go zmyć, ale to charakteryzuje naturalne produkty. Skór potem pięknie pachnie i jest super nawilżona.

Jest też pieluszka typu pampers z zieloną herbatą. Ktoś coś wie o niej? Czy działa i czy lepsza jest od zwykłych?

Czekam jeszcze na przesyłkę z KrakVetu z kocim jedzeniem, ale to już mniej interesująca kwestia :)

wtorek, 25 czerwca 2013

It's a girl?


Wygląda na to, że nasz mały bobas to dziewczynka. Od 2 dni bolał mnie brzuch, dzisiaj już wyłam z bólu. Dzięki sprawnej akcji ratunkowej mojej kochanej sąsiadki i męża dotarłam do lekarza, zostałam przebadana i dostałam leki. Mam leżeć i odpoczywać :) W każdym razie Zosia jest Zosią na 90%! Nic jej tam nie rośnie obecnie między nogami, pępowina też się nie zawinęła, także wygląda na córeczkę. Ma już 10 cm, oczywiście nie licząc nóżek, serduszko bije 153/min, cała\e i zdrowe 146g szczęścia!

P.S. Justyna zbiera na nowe płuca, jeśli jesteście w stanie przekazać choćby złotówkę, to proszę o pomoc: http://www.siepomaga.pl/f/swiatzusmiechem/c/90

piątek, 21 czerwca 2013

O 7:04 przyszło lato...


Tak, mamy astronomiczne lato i najdłuższy dzień w roku! Co ja zrobię z tym dniem? Nie wiem. Obecnie wciąż siedzę w piżamie i upajam się chwilą. Miałam ochotę na jakieś dobre śniadanie i koniecznie z jajkami! No, ale co tam u nas poza tym moim leniuchowaniem...


Wciąż jestem na zwolnieniu, co najmniej do 3 lipca, wtedy mam wizytę kontrolną. Mam nadzieję, że torbiel się zmniejszy. W każdym razie nie jest tak nudno, jak się spodziewałam. Dnie spędzam na gotowaniu, rozmowach i spacerach z moją Sąsiadką i jej córą, obserwowaniu moich kotów, czytaniu książek i dbaniu o siebie. Ap ropo kota - Wardek pierwszy dzień lata spędza na leżeniu, like always!




Zakupiłam sobie taką oto poduchę do spania, bo wciąż budziłam się na brzuchu, a teraz powinnam tego unikać. Jest genialna! Nawet do oglądania TV lub czytania książki, nie mówiąc już o tym jaka będzie pomocna, gdy będę już wielorybem, o! 




 Powoli zaczynam też zbierać wyprawkę dla malucha. Listę mam z internetu - złożyłam kilka w jedno, wykreśliłam to, co jest mało potrzebne lub nie musi być kupione teraz. Wciąż kupuję jeszcze ubranka unisex, bo nie znam płci. Dostałam kontakt do miejsca, gdzie robią super dokładne usg i pewnie niedługo będę wiedziała kto siedzi w środku :)




No i w końcu ruszyły prace nad ogródkiem! Obecnie jest to kupa ziemi, ale już dzisiaj posiana będzie trawa, a za kilka dni wykiełkuje. Ani się obejrzę, a będę leżała na kocu i czytała książkę. Oczywiście w cieniu! W czwartek rozpocznie się praca nad drewutnią i schowkiem, która ustawimy z boku. Na tylnej ścianie będzie kratka, gdzie posadzę jakieś pnące kwiaty. Doczekać się nie mogę! Tata przybywa w środę, mama w sobotę, więc rodzina będzie prawie w komplecie. Wpadnie pewnie też moja siostra na chwilkę, bo wciąż ma próby do spektaklu. 29 czerwca premiera, w Teatrze Palladium. Młoda tańczy w 8 na 9 choreografiach, zdolna bestia!


Gorąco jest straszniście! Zapowiadają burzę na wieczór, ale mam nadzieję, że jednak jej nie będzie, bo co z moją trawą?! Ledwie żyję, nie wyobrażam sobie stać w taki upał na przystanku, jechać do lub wracać z pracy. Upał! Ale wolę to, niż deszcz :) Lecę poczytać książkę!

sobota, 15 czerwca 2013

Poszalała

No to Matka dzisiaj poszalała! Z samego rana udaliśmy się na targ i zakupiliśmy mnóstwo owoców, warzyw no i jajka. Na zdjęciu tylko kilka z moich zdobyczy!

Pierwsze w życiu własnoręcznie zrobione małosolne kiszą się już od kilku godzin w słoiku, kompot z truskawek i rabarbaru właśnie się pichci, w piekarniku dochodzi placek rabarbarowy...

Na obiad był kurczak z miliardem przypraw i cebulą w winegrecie i miodzie, do tego zapiekany ryż. Matka zrobiła więcej, więc Ojciec będzie miał na obiad w poniedziałek, bo na jutro jest kalafior! 

Zaraz przyjedzie siostra, z którą zjem makaron ze śmietaną i truskawkami jak za dawnych lat, a potem posłuchamy serduszka naszej malutkiej Kruszynki...

Cały dzień gotuję, przygotowuję, myję i kroję... Lubię to! Tylko zawsze jakoś tak czasu mało. Dzisiaj czuję się jak prawdziwa Matka! Serio! Może to przez te ogórki, które zawsze kojarzyły mi się tylko z mamą? Zaczynam wierzyć, że wszystko będzie dobrze, że święta spędzimy w powiększonym składzie! 

P.S. Są jeszcze bezy! :)

środa, 12 czerwca 2013

13 tc skończone

Bobas ma się dobrze. Ma 8cm, serducho bije 151/min i wciąż starszy jest o ok tydzień. Zdjęcia nie wyszły, widać głowę i kręgosłup, a reszta to bliżej nieokreślone plamy. Dziecko skakało jak szalone, machało rączkami i nie dawało się uchwycić.Torbiel na jajniku wciąż obecna, z okazji czego dzisiaj zaczęłam zwolnienie. Obecnie dostałam do 3 lipca, wtedy mam kolejną wizytę. Zobaczymy co potem. Objawy ciążowe lekko ustąpiły, ale za to wciąż płaczę. Hormony szaleję, a ja nie wiem jak sobie z tym poradzić. Ale wciąż -1kg na liczniku, pewnie przez te wymioty i leki na tarczycę, które zaczęły działać.

Dzisiaj po prysznicu, stojąc w samym ręczniku poleciała mi jakaś woda. Miałam plamę na podłodze. Nie wiem ile tego było, może kieliszek, a może 1/3 szklanki. Podobno wody na tym etapie są przezroczyste, więc zebrałam to wkładką i było lekko żółte. Jakieś pomysły co to? Może to ta torbiel pękła? Chciałam zbadać pH tej cieczy, ale nie mogłam kupić papierka lakmusowego, a poza tym mój mocz miał wczoraj pH na poziomie 7, czyli mniej więcej takie jak wody płodowe. Staram się nie martwić, brzuch nie boli, serducho malucha bije.

Mąż zakupił mi małą sokowirówkę, żebym mogła pić codziennie świeży sok. Jest bombowa! Wyciska sok z owoców do cna, zostaje z nich wiór :) Wczoraj był grany jabłkowy i truskawkowy. Będę czytać książki i popijać świeży sok. Dzisiaj jest piękne słońce, w związku z czym Pan od trawnika zrobił oprysk obecnych chwastów, a jak pogoda się utrzyma, to za kilka dni będzie posiana trawa. I już za 100 lat będę mogła wylegiwać się w ogrodzie :P

środa, 5 czerwca 2013

Wczoraj uwierzyłam

Tak. Dopiero teraz. Mimo zdjęć z USG i tych wszystkich dolegliwości, dopiero teraz zaczynam wierzyć, że jestem w ciąży. Może wydawać się to dziwne, ale po kilku dniach od wizyty u lekarza czułam się, jakby zdjęcia nie były nasze, to nie nasze dziecko. Bałam się chyba uwierzyć za wcześnie, żeby nie przywiązać się zbyt mocno i nie stracić Maleństwa w chwilę potem.

Wczoraj do mnie dotarło. Wróciłam z pracy z bólem dolnej części kręgosłupa i brzucha, z myślą, że właśnie tracę dziecko. Położyłam się, wyciągnęłam detektor płodu ( prezent od Basi :*) i po kilku minutach usłyszałam serduszko. Biło szybko i równo! Słuchaliśmy go z moim Te z uśmiechem na ustach i ulgą. Potem, siedząc w fotelu, uświadomiłam sobie, że to prawda, że noszę maluszka pod sercem.

Płakałam pół godziny. Jak szalona. Ze szczęścia, że za pół roku będzie już z nami. Może jestem dziwna, ale dopiero wczoraj uwierzyłam.

P.S. Jakieś sposoby na swędzący brzuch? :)

środa, 29 maja 2013

Nasz mały człowiek!

Tak, wygląda już jak mały człowiek! Nie dwie plamki, z których większa to głowa. Nie! Widać wszystko - twarzyczkę, rączki, nóżki, brzuszek... No może oprócz płci, ale do tego jeszcze daleko :)

Okazuje się, że nasze Młode, to niezwykle szalone i ruchliwe dziecko. Pani doktor musiała pukać głowicą w brzuch, żeby zmieniło pozycję na lepszą i szybko robić fotki, bo wciąż się wierciło. Dlatego jakość średnia, ale coś tam już można zobaczyć :)

W każdym razie Bąbel zdrowy. Długość (5,3cm) wskazuje na skończony 12tc, także termin coraz bardziej prawdopodobny. Kość nosowa jest, przezierność karkowa 1mm, serducho waliło 150/min. Wszystko pięknie! Zakochani jesteśmy po uszy. 

Z moim jajnikiem trochę gorzej. Już na ostatnim usg dr mówił, że jest jakaś niewielka torbiel na lewym, wczoraj miała już 2,4cm średnicy. Za 2 tyg. kontrola i zobaczymy jaki będzie stan. Nic poważnego podobno, ale trzeba obserwować. 

Dobra, koniec tych smutków! Wracamy do cieszenia się! Poniżej dwie fotki, tak jak pisałam wcześniej, niewyraźne. Wytrwali pewnie ujrzą tam ludzką istotę. 


 Powoli kończymy I trymestr. Dziwnie szybko zleciało. Mimo wszelkich objawów jakie tylko mogą wystąpić w ciąży, jednak szybko. Dzisiaj jedziemy do rodziców (200km), pierwszy raz od świąt, pierwszy raz w świadomej ciąży. Mam nadzieję, że dotrwam do końca podróży. Jedziemy wieczorem, więc postaram się spać. Wczoraj wracając od lekarza zatrzymaliśmy się na soczystego pawika w trawie. Ach, ciąża! Piękny stan! :)

sobota, 25 maja 2013

Już jutro...


Tak. To już jutro. Nasza pierwsza rocznica ślubu. I mój pierwszy Dzień Matki, w którym nie tylko złożę życzenia swojej kochanej mamuście, ale też sama poczuję się jak... mama. 

Taki wyjątkowy dzień. Pełen miłości. Do męża, mamy i Bąbelka. Kocham jak żona, córka i mama. Doświadczam każdego rodzaju miłości. Wspaniałe uczucie...



P.S. A obecnie marzę tylko o sałacie ze śmietaną... Tak! Takie poważne rozważania z sałatą w tle. No tak. Ciąża :)

piątek, 10 maja 2013

Brzuch?

Mam w brzuchu winogronko, a okazuje się, że zbyt długo nie będę mogła ukrywać swojego jakże wspaniałego stanu. Myślałam,że będzie wprost przeciwnie, bo nie należę już do "kruszynek". Praca, zmiana trybu życia, tarczyca, miliardy tabletek z okazji starań o dziecko zrobiły swoje. 2 lata temu ważyłam 50kg, teraz nie mam odwagi napisać jaki jest stan wagi, gdy na nią wejdę. W każdym razie myślałam, że "rozleje" mi się jakoś ten brzuszek i wiele czasu minie, zanim będzie go widać. Jest inaczej...

Obecnie nie mam problemu z wylewaniem się tłuszczyku ze spodni, bo po bokach zrobiły mi się dwa dołeczki, a wszystko przeszło do przodu. Oczywiście najwięcej jest go na dole. Tworzy się jednak kształt ciążowego brzuszka. A przecież to tak wcześnie! Jakbym ważyła mniej na początku, to teraz zauważałabym maleńkie wzniesienie, a tak cały mój brzuch zrobił się twardy, wysunięty do przodu i... ciążowy!!!

Dziwne. Widziałam przecież dziewczyny moich gabarytów na początku ciąży, ale nie z takim brzuchem. Co najlepsze - od początku schudłam kilogram! Jem niewiele, tyle ile nakazuje mi rozsądek. Od początku nie mam ochoty na słodycze, od czasu do czasu zjem waniliowego loda - to wszystko. Cytrusy, kiszoną kapustę, cebulę, pomidory etc mogłabym jeść wciąż, wciąż i wciąż!

Nie jest to więc zwiększenie masy ciała, a po prostu zmiana kształtu brzucha. Z milutkiej kluseczki, stał się napiętym brzuszkiem.


P.S. Nie narzekam na ten stan! Uwielbiam ciążowe brzuszki i nie martwię się kilogramami. Żebyście mnie źle nie zrozumiały :)

środa, 8 maja 2013

Monotematycznie - Bobas!

Dzisiaj podglądaliśmy naszego małego Bobasa! Uwieeeelbiam podglądać i to małe serduszko też uwielbiam!!!!

8 tygodni i 2 dni za nami, a Bobo ma już 2,2 cm! Zdziwiłam się wielkością, liczyłam że 1,5cm to będzie max. Okazuje się jednak, że starsze jest o jakiś tydzień, bo z OM wychodzi 16-18.12 , a wg USG urodzić mam 10-13.12. Na święta Kruszyna powinna być już z nami, jeśli oczywiście nie zasiedzi się w brzuchu.

Załączam cudowne zdjęcie mojego Bobasa, tadaaaaam!


Taaak wiem, niewiele widać, ale dla mnie to najpiękniejsze "niewiele" jakie widziałam :) Daje mi już trochę popalić - wywołuje wciąż wymioty, ból głowy, sprawia, że o 14 śpię przy biurku... ale warto wycierpieć to wszystko! 

Kocham te Nasze 2cm szczęścia!!!!

sobota, 27 kwietnia 2013

Majówkę czas zacząć

 Dzisiaj zaczynam majówkę, będę leniuchować do 6 maja. Oczywiście od 6 już nie śpię, jak codziennie. Ale za kilka godzin zacznę zapadać w śpiączkę, tak jak wczoraj wieczorem. Posiadam chyba wszystkie ciążowe objawy, co uprzykrza życie, ale jednocześnie daje ogromną radość. Wiem, że wszystko jest ok.

Wracając do majówki - mamy pierwszy wyjazd od 3 lat. Dwa lata temu robiliśmy remont, malowaliśmy ściany i pot leciał nam po dup*ch. Rok temu byliśmy chwilę przed ślubem, więc załatwialiśmy papierki, kwiaty i inne bzdety. W tym roku Mąż stwierdził, że może lepiej ziemię kupić i trawę posiać za te pieniądze z wyjazdu - o nie! Co roku obiecywał, że next year pojedziemy i postawiłam na swoim :)

Nie jest to wycieczka do Barcelony, Rzymu, czy Nowego Yorku, nawet nie do Zakopanego! 

Jedziemy niedaleko, ok 90km od Warszawy - do Warki :) Znaleźliśmy fajny hotel z pakietem SPA dla przyszłych mam. Dookoła piękne widoki, stadnina koni, rzeka. Można wypożyczyć rowery, pójść popływać w basenie. Kilka dni lenistwa, gdzie jedzenie robi się samo, łóżka nie trzeba ścielić... No i nigdy nie byłam w Warce, więc coś nowego zwiedzę. 

Cieszę się jak szalona na ten wyjazd, chociaż to nie jest żadne szaleństwo :) Dla nas to będzie jednak wyjątkowy wyjazd... rocznicowy! Za miesiąc, 26.05, minie rok odkąd jesteśmy małżeństwem, ale świętować zaczniemy już teraz! Kto by się spodziewał, że będziemy we troje w ten dzień...

A wy macie plany na ten najbliższy tydzień?

środa, 24 kwietnia 2013

CUDowny kwiecień, czyli przedstawiam Wam Krewetkę...


5.04 - dzień dla większości społeczeństwa jak każdy inny, a dla mnie? Jeden z ważniejszych w życiu.

O godzinie 6.00 w piątek zmierzyłam temperaturę - 37, dało to podstawę, by zrobić test 3 dni przed spodziewanym terminem. Cykl bez monitoringu, ale z miliardem leków, między innymi na tę moją nieszczęsną tarczycę. Sikaniec pokazał drugą słabą kreskę, obudziłam więc mojego Te, a on z pytaniem: to owulacyjny? Nie! Ciążowy! 

Beta tego samego dnia - 26dc = 220, 29dc = 948, 36dc = 7417. Oczywiście zrobiłam jeszcze dwa sikańce dla pewności :P


W takim razie jestem w ciąży, jak nic! Powinnam się cieszyć, prawda? A ja się bałam, tak bardzo bałam się cieszyć. Chyba nadal się boję, tylko już trochę mniej, bo dzisiaj rano zobaczyłam 6mm szczęścia, którego serducho biło 170 na minutę! Ale spokojna będę (moooże), jak skończę szczęśliwie 12tc.


Nie wiem czy w to wierzę i czy mogę zacząć się cieszyć. Obecnie jestem na etapie radości z serduszka, to już duży sukces. Błagam o kciuki,modlitwy i pozytywne myśli, żeby moja Krewetka została w brzuchu do grudnia i na święta była już w moich ramionach!

Ponad 10 miesięcy starań, strata jednego Malucha, stres, depresja, tony leków... ale udało się... 

środa, 10 kwietnia 2013

Zmęczona

Urlopu potrzebuję ASAP! Może być udawane zwolnienie, ma ktoś dojście do lekarza? Hahaha!

Notorycznie chce mi się spać, a pogoda mi zupełnie nie pomaga. Oszaleć można! 

Jestem śpiącym, marudzącym Garfield'em!

 


środa, 3 kwietnia 2013

April...


Wczoraj był jeden z tych wyjątkowych dni. Minęły 2 data od zaręczyn! Mąż przyniósł wino i czekoladki belgijskie, był masaż i "Chirurdzy"... To już 2 lata... a tak, jakby było to wczoraj. Jeszcze chwilka i minie rok od Naszego ślubu...

Czas pędzi jak szalony. My jesteśmy coraz starsi, może mądrzejsi? Taką mam przynajmniej nadzieję. Wszystko układa się nieźle. Kochamy się, niewiele kłócimy, kupiliśmy dom, wszystko się rozwija... Wypowiadając magiczne słowo "tak" nie wiedziałam, że tak magicznie to wszystko się potoczy. Pomijając oczywiście ten "mały-wielki" szczegół... Dziecko. 

Oszczędzę sobie jednak użalania się, smutków, narzekań. Prawda jest trudna do przyjęcia, ale jakoś muszę sobie radzić. Muszę chwytać się innych zajęć. Zaczęłam troszkę bawić się sutaszu, wróciłam do  Sagi o Ludziach Lodu, którą w liceum czytałam z zapartym tchem, mam zamiar odnowić meble z salonu... Staram się czymś zająć głowę, mam nadzieję, że mi się uda!

Za nami marzec.
 

piątek, 29 marca 2013

Dupsko!

Ciąża. Kolejna, nie moja... kolejnej koleżanki z pracy. Pobrali się w październiku i w październiku zostaną rodzicami. My w maju nie zostaniemy, ba - nawet nie w grudniu! Najpierw wiadomość ucieszyła mnie strasznie, była euforia, uśmiechy, pytania. Potem samotnie paląc papierosa pomyślałam,że ja nigdy matką nie zostanę. Pierwszy raz stało się do dla mnie bardzo realne. Chcecie czasami czegoś bardzo mocno, nie wiem - pracy, wycieczki, samochodu, i dookoła innym się udaje, a Wam nie? Ja tak właśnie mam. Wiem,że bez względu na to co zrobię, ciężarna nie będę. Smutne. 

Smutne i przykre, jednocześnie tak realne. Przeraża mnie to. Nie chcę świąt, już nie... rozważam kłamstwo i spędzenie świąt w domu. Tylko z moim Te. Chyba to zrobię...


Ale Wam życzę

!!!

wtorek, 19 marca 2013

Dzieci porzucone, dzieci niczyje

Tak wiele z nas pragnie być matkami, a tak trudno jest marzenie to spełnić. Czasami macierzyństwo nas zaskakuje, ciąża pojawia się nieoczekiwanie, nie zawsze są warunki, aby to dziecko wychować. Wiele kobiet podejmuje wyzwanie, słysząc bicie serca, widząc małe rączki na usg, czując ruchy dziecka... Również nieoczekiwanie staje się matką i pragnie tulić maleństwo, za cenę wszystkiego - kariery, podróży,nieprzespanych nocy, ubóstwa...

Podziwiam te kobiety, wszystkie! Nawet te, które są rekinami businessu, mają świetną pracę, mieszkają w centrum Warszawy na 10 piętrze, są zgrabne i mają "wszystko". Bo dla nich to też jest wyzwanie, muszą porzucić większość dotychczasowych zajęć i stać się w głównej mierze matką. Dla nich jest to pewnie równie trudne, jak dla nastolatki, która "wpadła" na studniówce. Te wszystkie kobiety są bohaterkami! Nie? Urodzić i wychować w takich sytuacjach to nie jest bohaterstwo? Dla mnie jest. Można przecież usunąć lub porzucić swoje dziecko gdzieś w bramie, parku, piwnicy... Tak, to zdarza się o wiele częściej niż mówią w mediach.

Basia przesłała mi linka, do artykułu. Wzbudził we mnie ogromne emocje. Łzy napłynęły do oczu, a serce zaczęło krzyczeć. A Ty co być zrobiła widząc takie zawiniątko? Dzieci porzucone, dzieci niczyje...Matki nie zrzekają się praw podpisując dokumenty, dziecko czeka coraz dłużej...

Wiecie co jest najgorsze? Że te maluszki przestają płakać. Po pewnym czasie w ośrodku już wiedzą, że nie ma po co płakać, że nikt nie przyjdzie i nie przytuli... bo opiekunek jest za mało, bo nie mogą się rozdwoić, bo nie ma tam matek... Polecam materiał Adopcja po polsku.


środa, 13 marca 2013

Mieszane uczucia

Nie wiem czy jest dobrze, czy źle. Ze mną, moim życiem, wynikami... ale po kolei..

W końcu stwierdzono,że mam problem z tarczycą Dostałam tabletki, jakąś niską dawkę, którą będziemy testować przez 6 tyg (?!). Pani dr powiedziała,że mój tłuszcz to tylko moja zasługa, a nie tarczycy, ale dzisiaj na usg lekarz zasugerował mi jednak zmianę prowadzącej. Powiedział, że zmian ogniskowych nie ma, ale są jakieś tam inne, i że krew szybciej pokazuje co jest nie tak,że dodatkowe kilogramy to efekt tarczycy, i że pewnie zasypiam na stojąco. Trafił.

Ja się tylko pytam do cholery, czemu wcześniej nikt mi nie stwierdził tego,że jest źle. Od marca 2012 wciąż mówię, że mam problem z tarczycą. Robię z uporem maniaka TSH i wciąż jest w normie. Poszłam do kliniki i dr Jacek od razu stwierdził,że coś jest nie tak. No i proszę! A mogłam nie poronić lub mieć już dawno dzidziusia. Obecnie mam uczucia mieszane - cieszę się,że coś wyszło i wiem co leczyć, z drugiej strony będzie to trwało wieki, a już mogłabym mieć ustabilizowane wszystko.

Coś pozytywnego? Wczorajsze domowe SPA dało radę. Ochrzciłam nową wannę i przy świecach, oglądając Oczy szeroko zamknięte wykonałam kila zabiegów :) Świece, ciepła wodą, piękne zapachy i film. Tego mi było trzeba. Było woskowanie nóg zakupioną jakiś czas temu prawie profesjonalną "maszyną", krem pod oczy, a na koniec masaż. Nie żebym sama go wykonała, moim masażystą został standardowo Mąż :) Wspaniale było oderwać się na 2-3 godziny od rzeczywistości. 

Teraz może serio zapomnę o dziecku z okazji tych wyników? No i dzięki pomocy Pani B., która wymyśla mi wciąż zajęcia, którym mogłabym się oddać i wkłada mi miliardy pozytywnych myśli. Podobnie działa Basia, która to lada dzień urodzi Anulkę. Uwielbiam Was, wiecie?

Kolejna pozytywna rzecz? No to przeczytajcie już u Agi. Wniosek: warto walczyć, nie poddawać się!

Jest więc dobrze, czy źle? Sama nie wiem. Jest jak jest. Chyba żegnam się z wizją dziecka przez najbliższy rok. Tarczycy nie przeskoczę, prolaktyny też nie. Jak to powiedziała Pani B. - wiosna idzie, kwiatkami się zajmij. No to się zajmę. I spacerami też. Może dietą? Może zarażę się od Baśki sutaszu? Nie wiem. Tyle opcji dookoła. Dzisiaj będę sprzątać. Zostaję sama w domu, trzeba będzie zabić nudę

A dzisiaj już środa, wiecie? :)