Tak, będę szyć. Taki jest przynajmniej plan. Nigdy w życiu nie miałam nic wspólnego z maszyną do szycia, ale zawsze o niej marzyłam. Dostałam z okazji imienin, od męża. Prezent spóźniony, bo z 22 lipca, ale zdecydować się nie mogłam. Jak to baba w ciąży! Dziwnym zbiegiem okoliczności najodpowiedniejszym modelem dla żółtodzioba okazała się Zofia. Tak - Zofia z Łucznika!
Maszyna już przetestowana - spodnie męża z dziurą na kolanie stały się krótkimi spodenkami roboczymi (jedna nogawka jest nieco krótsza, ale kto by zwracał uwagę na szczegóły?!); w innych przeszyłam kieszeń, która się odpruła; no i inne robocze w kroku trzeba było zszyć! Teraz kolej na moje rzeczy, bo bluzkę i sukienkę mam do poprawki. Muszę przyznać, że obawiałam się, że to trudniejsze.
Jak widać rzeczy niemożliwe stają się możliwe. Ciąża przestawia świat do góry nogami! Zostałam krawcową i ogrodnikiem. Kto by pomyślał?! Głównie ten ogrodnik mnie zadziwia, bo posadzenie 4 bluszczy, 7 wrzosów, jakiegoś japońskiego krzaczka i 2 sadzonek lawendy to już chyba ogrodnictwo? Dodam, że wszystko przykryte ściółką przepuszczającą wodę, a nie chwasty i przykryte korą. No i jeszcze rośliny przeciw komarom w donicy! Oczywiście pomagał mąż, bo ja ze swoją ciążową formą mogłabym tylko pomarzyć o takiej aktywności! W takim razie ogrodnikiem stałam się w połowie :)