czwartek, 25 września 2014

Rehabilitacja niemowlaka

Tak, rehabilitacja to nasz obecny temat. Zaczęłyśmy tydzień temu i ćwiczymy codziennie, co tydzień wizyta u Pani Żanetki. Skorzystałyśmy z programu rehabilitacji niemowląt w naszym mieście i widzę już pierwsze postępy.

Zła jestem trochę na siebie, bo zwlekałam. Słuchałam wszystkich dookoła i wypierałam moje przeczucie, że coś jest nie tak. Bo przecież każde dziecko rozwija się w swoim tempie, bo z moim dzieckiem jest wszystko w porządku. Jest taka mądra, główka pracuje jej prawidłowo, ładnie je, pięknie gaworzy, sylabizuje, może po prostu jest trochę leniwa? Plus jest taki,że w końcu poszłam mimo komentarzy, że przesadzam.

Moja córka ma 9 miesięcy, od 13 dni. Pełza, nie raczkuje (tak, wiem, nie wszystkie raczkują), nie staje na kolankach i raczkach, nie buja się do przodu i tyłu, nie siada sama, nie podnosi się na szczebelkach w łóżeczku. Musiałam to głośno powiedzieć kilka razy,żeby uwierzyć. Wypłakać się i zacząć działać. Pani rehabilitantka powiedziała, że zacznie chodzić i bez ćwiczeń, będzie miała 1,5 roku ale zacznie. Wiązać się to jednak może z wadą postawy, wadami zgryzu, dysgrafią. Dlaczego? Bo ma schowaną w barkach głowę, słabe ręce, asymetrię na prawą stronę podczas siedzenia i zero mięśni brzucha. Odruchy obronne jak dziecko półroczne. 

Rehabilitujemy metodą Vojty. Nie zgadzam się, że to brutalna metoda, która wywołuje ból, a przynajmniej nie u mojego dziecka. Gdy pierwszy raz Pani pokazała ćwiczenie, Zosia płakała, gdy po niej powtórzyłam ja - przestała. Widziała ją pierwszy raz i płakała, bała się. Boi się lekarzy i gabinetów. Gdy ja lub mąż z nią ćwiczymy wszystko jest ok. Po kilku dniach sukces - z pozycji leżącej na boku, przekręciła się na brzuch, tak jak powinna. Wcześniej leżała i czekała kiedy skończę.

Ćwiczymy i ostatnio Zosia "wspięła" się na leżącą na ziemi poduchę od kanapy, potem podparta brzuszkiem stanęła na kolankach przy krzesełku do karmienia. Dla mnie to kolejny sukces i jestem z niej bardzo dumna. Jeśli macie podobne doświadczenia to proszę, napiszcie w komentarzu jak ćwiczyłyście, jakie były postępy. Podobno za miesiąc może zacznie raczkować, a za dwa siadać. Mam nadzieję, że się uda.


środa, 17 września 2014

26!

Tak, to dzisiaj. I nie chodzi mi o rocznicę agresji ZSRR na Polskę w '39. Urodziny moje są i jak co roku cieszę się z nich jak dziecko. Możecie uznać mnie za wariatkę, ale ja uwielbiam dzień moich urodzin, a także bliskich mi osób.

Rok temu byłam w ciąży, życzyłam sobie, by Zosia była zdrowa. Dwa lata temu marzyłam właśnie o Niej. W tym roku już wszystko mam - zdrową rodzinę, jeśli miałabym sobie czegoś życzyć to tylko tego, żebyśmy byli szczęśliwi.

W tym roku jest lekko inaczej - zaczęłam myśleć się nad przyjęciem dla Zośki! Od rana zastanawiam się jaki tort, jakie dekoracje, kogo zaprosimy. No właśnie - jak ktoś ma pomysł/przepis na dziewczyński tort to poproszę :) I inspiracje też mile widziane.

wtorek, 16 września 2014

To już jutro, a prezent już od soboty!

Tak, to już jutro. Starsza będę. 26 lat skończę.

Prezent standardowo dostałam wcześniej. Nie potrafimy z mężem jakoś dotrwać do godziny "zero". W sumie to dwa prezenty mi się trafiły, ale z okazji sobotniego pierwszy został zapomniany. Tym sposobem mam Kinect'a (dokupię płytkę i będę się zumbować) i ... nową maszynę do szycia!!!!

Mąż nie mógł znieść narzekań na tę starą i dostałam super,ekstra wypasioną, nową maszynę! Nie jest to oczywiście nic szalonego dla doświadczonych krawcowych, ale dla mnie bomba. Janome 603!


Zaczęłam ostre szycie już chwilkę wcześniej, ale teraz dopiero się rozkręcę! Szyję głównie znajomym - czapeczki, kominy, kocyki, pościele, zasłonki. Ceruję i podkładam spodnie, rozerwane spódnice naprawiam i kieszenie zszywam. 

Chcę się tym zająć na poważnie. Muszę. Mam tak ogromną frajdę z szycia, że nie może być inaczej. Muszę zacząć działać... :)

wtorek, 9 września 2014

Są takie...

... tygodnie gdy chcę się schować przed światem.
... dni kiedy nie ma mnie tam, gdzie jest moje ciało.
... godziny gdy płaczę i pozbierać się nie potrafię.
... minuty kiedy wybucham.
... sekundy gdy mam już dosyć i chcę uciec.

I zawsze jest wtedy Ona. Tak jak dzisiaj, gdy płacząc nie mogłam złapać tchu. Trzymałam ją na rękach, a ona wtulała się we mnie, jakby chciała powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, że mnie kocha. 

Dam radę. Zawsze daję.

sobota, 6 września 2014

Choroby ciąg dalszy czyli dobijcie mnie!

No, to antybiotyk na męża nie działa. Dostał nowy i... tydzień zwolnienia. Zosia marudzi, ale energii ma wciąż mnóstwo. Ja czuję się gorzej - teraz zaczyna mi szaleć gardło. Dom wygląda jak pobojowisko, a mąż dba, żebym wciąż miała co sprzątać. W zlewie (?!) na talerzu leżą trzy torebki po herbacie. Śmietnik znajduje się kilka centymetrów pod owym zlewem, ale mimo tego torebki leżą na talerzu. Dlaczego? Nie potrafi wyjaśnić. 

Chciałabym się położyć i pospać. Przynajmniej godzinkę. Przecież chory mąż nie zajmie się dzieckiem, bo jest przecież chory. Jak wyjechałam wczoraj na chwilkę do apteki, to prosił,żebym szybko wracała. Rozumiem, że nie chce jej do reszty zarazić, ale popatrzeć jak pełza po podłodze chyba może. Owszem, mógłby popatrzeć, gdyby... nie spał.

Dobijcie mnie. Błagam!

P.S. Jakieś pomocne rady odnośnie walki z anginą ropną?

 

czwartek, 4 września 2014

Domowy szpital!

Ratunku! Pomocy! Z jednego chorego misia zrobiły się trzy. Mi przeziębienie zaczęło ustępować, ale wlazło mi coś na gardło, pewnie dlatego, że mój mąż ma... anginę! 

Taaak, anginę. Domyślacie się pewnie co mam teraz w domu? Mężczyzna z gorączką 36,7 to już całkiem poważnie chory facet, więc jak mój ma 38, a do tego anginę, to jest ostro. Śpi, leży, wzdycha, 100 razy na godzinę tłumaczy mi jakie mam objawy. Wolałam już sama, znaczy się do spółki z przeziębieniem, opiekować się moją słodką córką, niż siedzieć z chorym mężem do tego.

No a skoro mowa o córce... Wczoraj ok 18 zaczęła mieć szklane oczy (wiecie o co mi chodzi, prawda?) i włączyło się kichanie. Znajoma pediatra kazała podać wit. C, wapno i paracetamol, a rano udać się do lekarza. Udało się zapisać, ale dopiero na 16. Spoko luz, źle nie jest - poczekamy. No, to czekałyśmy do 17... doktoreczka przyjmowała dzieci zdrowe w nieskończoność prawie, znaczy się do 17.

"No to co Panie sprowadza? Chora? Nie wygląda. Zaraz sprawdzimy gardło." Umyła łapki, ogrzała stetoskop, posłuchała, no i sprawdziła to nieszczęsne gardło. Okazuje się, że całe czerwone i gęsta wydzielina. "Dobrze zna Pani swoje dziecko, jeszcze 2 dni a byłoby ciężko". No znam, moje przecież jest! Jak będzie kaszleć lub gorączkować to ASAP do lekarza. 

O sobie niewiele myślę, bo mając chore dziecko i faceta (czyt. dwoje dzieci), nie ma czasu na myślenie o sobie. Leczo się przecież samo nie zrobi, schab z sosie też nie. Pieczywo się samo nie kupi, podłoga nie umyje, pielucha nie zmieni, mleko nie zrobi, koty se same jedzenia nie nasypią, a leki same nie wykupią. Psikam gardło, biorę polopirynę i nastawiłam syrop cebulowy. Damy radę!

poniedziałek, 1 września 2014

L4 potrzebne od zaraz!

Tak, L4 poproszę! Chora jestem od niedzieli, z zatkanym nosem i ogólnym rozwaleniem organizmu zostałam chrzestną. Wczoraj prawie rozłożyłam się na kanapie, a dzisiaj mam ochotę płakać. Nie ma to jak choroba z małym dzieckiem, gdy jest się samej w domu. Pewnie im więcej dzieci tym ciekawiej!

Taka sytuacja - jeść się chce, a nie ma nawet kromki chleba. Wyjść w deszcz z dzieckiem i chorobą na ramieniu to kiepski pomysł. No to bułki nastawiłam. Trochę to trwało i żołądek przykleił mi się do kręgosłupa - to fakt, ale upiekłam i zjadłam. I nawet mąż na kolację dostał, po czym pyta : "na pieczenie bułeczek Cię wzięło z tym przeziębieniem?". "Nie miałam co jeść, to upiekłam" - odparłam. Mina męża bezcenna.

No, to zwolnienia potrzebuję. Tak, żebym poleżeć mogła i szybko wyzdrowieć. Mieć siłę ganiać za moją pełzającą (!!!!!!!!) córką i na spacer po ludzku się udać. No i  zrobić kolejną turę domowego keczupu!


http://studentblogs.le.ac.uk/bioscience/2013/05/05/being-ill-at-university/