Idą, idą i chyba się zgubiły, bo dojść nie mogą. Od długiego czasu mamy co tydzień 2-3 dni marudzenia. Ostatnie jednak dni przyniosły wyjątkową falę śliny, marudzenia i bólu głowy Matki. Młoda gryzie wszystko - gryzaki, gazety, pudełka, leżaczek (?!), misie, ukradziony pilot, garderobę swoją i cudzą. No i oczywiście palce - to jest chyba najlepszą opcją.
I co? I nic. Nawet zaczerwienienia na dziąśle nie ma. Rozpulchnienia też brak. Znając nasze szczęście to jeszcze ze 3 miesiące będziemy męczyć się z pierwszym zębem. A potem jeszcze z rok z kolejnymi.
Jak to przeżyć i nie zwariować? Jak to zrobić, żebyśmy obie czuły się lepiej podczas tego jakże cudownego czasu?