sobota, 10 listopada 2012

Listopad.


No to mamy listopad. Tak wiem - trochę zapóźniona jestem, to to już 1/3 za nami. W każdym razie jakoś zebrać się nie mogłam na napisanie czegokolwiek. Czytałam wszystkie blogi, które śledzę na bieżąco, ale tu nie miałam sił,żeby cokolwiek napisać. Może dlatego, że mój tegoroczny listopad obfituje w daty przypominające mi o fajnych i tych mniej fajnych rzeczach?

Zaczął się jak zwykle - Dniem Wszystkich Świętych. Poniekąd stojąc przy grobach miałam bilans zysków i strat. Pozostała mi jedna babcia, drugiej nie znałam - zmarła w wieku lat 39. Piękna kobieta, wybitna nauczycielka, matka trójki dzieci, którą ja znam wyłącznie z pięknych fotografii. Ukochany dziadek odszedł zbyt szybko. Pamiętam,że w dzień pogrzebu, mając niespełna 9 lat nie chciałam zejść z huśtawki, którą 2 miesiące wcześniej zrobił specjalnie dla mnie. Obecnie jestem żoną, ale teściowej nie mam, nie żyje. Nigdy jej nie poznam, nie porozmawiam, nie zjem zrobionej przez nią kolacji. Podobno mam podobne oczy i pewnie dlatego mój mąż je tak uwielbia. Kolega z ławki, który ratując życie innej osoby utonął, też już nigdy nie zadzwoni, nie pośmieje się i nie porozmawia. Wszyscy w moim życiu odchodzą. Mam wrażenie, że zbyt wcześnie, że zostawiają mnie samą, chociaż tak bardzo ich potrzebuję. Zbyt wcześnie odszedł też nasz mały Aniołek i chyba to było jednak dla mnie najtrudniejsze 1-go listopada. Chyba głównie dlatego ta nostalgia listopadowa mnie dopadła.

Oczywiście ten listopad to także równe dwa lata naszego związku i pół roku bycia żoną. Nowa funkcja w tej całej ludzkiej hierarchii. Podoba mi się cholernie ten status. Ale wiecie same, co ucieszyło by mnie bardziej... nie żona a matka. Obecnie jestem na etapie optymizmu z tej kwestii, ale jak to się skończy to niebawem się okaże. Jeśli nie listopad, to może grudzień? Może na święta dostanę taki prezent? Obecnie jednak, jak już wspomniałam, mocno wierzę, że się udało i niedługo zobaczę dwie kreseczki. Podobno optymizm w tej kwestii pomaga. Zobaczymy.

Życzę miłego listopada. Nie poddawać się proszę chorobie i pogodzie! :) Jak się czegoś mocno chce, to prędzej czy później się uda!


3 komentarze:

  1. ja jako ta urodzona pierwszego listopada już zawsze będę miała zupełnie inny stosunek to tego dnia....pozdrawiam i cały czas trzymam kciuki :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Niby banał, ale ksiądz Twardowski dobrze mówił, żeby spieszyć się kochać ludzi... Każdy dzień należy przeżyć tak, jakby był tym ostatnim - w zgodzie z sobą i innymi. Jutra może już nie być albo dla nas, albo dla tych, którzy nas otaczają - tak łatwo o tym zapomnieć.
    A Aniołek... Może nie był gotowy i czeka na odpowiednią chwilę. Na pewno wróci w odpowiednim momencie.
    Niby smut, ale jakby nie patrzeć, takie refleksje powodują, że nabieramy innego stosunku do życia.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten czas sprzyja różnym przemyśleniom.Za chwilę Święta Bożego Narodzenia i też będziemy myśleć o naszym życiu.Potem Nowy Rok i będziemy się zastanawiać,co też ona nam przyniesie.Taki jest już ten czas...ważne,by nie dać się zwariować.

    zagubiona

    OdpowiedzUsuń