środa, 26 listopada 2014

Zgubiony magister

Gdzieś się zgubił mój tytuł. Dokładniej - napisanie pracy, złożenie jej i obrona, a w efekcie tytuł. 

Licencjat na dobrym uniwersytecie obroniłam na 5, dzięki dobrej pracy i wysokiej średniej. Potem postanowiłam zmienić miasto i tryb - na zaoczne. Ojciec był przeciwny, prosił żebym szła na dzienne, bo przecież oni mogą mnie utrzymać. Nie posłuchałam i postawiłam na swoim. Znalazłam pracę, sama opłacałam więc życie, a na szkołę dostawałam od rodziców. Zgodzili się tylko na najlepszą szkołę w Warszawie, wg nich oczywiście, czyli UW. Bululi więc srogo! 

A ja? Dwa lata temu uzyskałam absolutorium. Termin składania pracy minął we wrześniu. A ja zagubiona owieczka staram się to jakoś odkręcić i jednak napisać pracę. Jedno podanie zaowocowało drugim, którego dowieźć nie mogę, bo Zośka ma katar i pociągiem jej nie zaciągnę, a mąż ma szkolenie i nie ma opcji, żeby został w domu. Chyba właśnie tracę kolejną szansę na znalezienie mojego zagubionego magistra. 

Mam nadzieję, że zepnę jakoś poślady i jeszcze uda się coś odkręcić. Pewnie to tylko moje urojenie, ale chcę trzymać się tej myśli. Mam temat, konspekt, trochę materiałów, nowego promotora i brak decyzji,że mogę startować.

Jak składałam pierwsze podanie, to Pani z dziekanatu (taaa przemiła osoba!) stwierdziła, że teraz to już za późno i powinnam umieć wybrać wcześniej co dla mnie ważne. Odpowiedziałam, że wybrałam i właśnie siedzi na moich kolanach. 

Tak, nie mam magistra, ale mam dziecko, męża, dom i pracę. Chyba nie jest tak źle? Zawsze byłam ambitna i tytuł jest ważny dla mojej głowy. Mogłabym zacząć inne studia, ale szkoda mi 14tys. zł moich rodziców, moich pieniędzy na dojazdy etc, no i tego czasu. Dwóch straconych lat. Zaliczałam wszystko w pierwszych terminach, bez poprawek, warunków, bez proszenia. I wszystko zawaliłam na koniec. Przykro. Sierota jestem i tyle. Tak, wiem - to moja wina. Poronienie, ciąża z lekkimi problemami i macierzyństwo nie pomogło ogarnąć tematu, ale mimo wszystko to moja wina.

Czy uda mi się jakoś to odkręcić? Wątpię. Ale staram się, zawsze jakiś 1% nadziei jest :)

7 komentarzy:

  1. trzymam kciuki ! szkoda,że nie jestem bliżej to bym podrzuciła za Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie poddawaj się, dużo pracy włożyłaś w studia, uczelnia powinna Ci przecież pójść na rękę... Pozdrawiam (i zapraszam "do siebie")

    OdpowiedzUsuń
  3. Meg - odnosnie Twojego tego i wczesniejszego wpisu - to co robisz w tej chwili (całokształt) moze dyplomowi mgr buty czyscic! Wychowujesz dziecko, rozkrecasz swoj biznes. Jestes zoną, matka, dbasz o dom, realizujesz się w swoim hobby i zaraz wrocisz do pracy. To wszystko razem to wyczyn! Rozumiem ze czasami sa gorsze dni kiedy wszystko idzie nie tak, zmartwienia walą się na głowę, kłopoty ciążą niczym głaz. Ale czy nie najgorsze juz za Tobą?? Ciąża, porod, pierwszy rok z dzieckiem? DASZ SOBIE RADE!! włosy nie zęby; odrosną a i zakupy następnym razem pewnie będę bardziej owocne. Jesli chodzi o mgr - Tobie chyba nie jest tytul potrzebny - masz dobra pracektórą lubisz i do ktorej wracasz, ale jesli chcesz to zrobic do rodziców- rozumiem. trzymam kciuki zeby się udało. wierze w ciebie, ale jesli nie dasz rady napisac tej pracy - swiat sie nie skonczy a i pewnie rodzice zrocumieją. bo jestes dobrym i madrym czlowiekiem a mgr to tylko kartka :) buziaki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci, jesteś kochana! Mam przemiłą kierownik studiów i po napisaniu tego posta dostałam od niej maila, że jak wyślę jej pocztą podanie, to je złoży. Teraz tylko muszę modlić się o pozytywną decyzję. Chcę zrobić magistra dla rodziców, dla siebie,żeby mieć dłuży urlop (:P) i dla Zosi. Nie wiem czy mi się uda.

      Takich słów mi było potrzeba :*

      Usuń
    2. cieszę się że jakoś wirtualnie Cię wsparłam :)

      Usuń
  4. Mam to samo. Nawet to samo miejsce;) Opóźnienie mniejsze, ale czas wygospodarować trudno:(

    OdpowiedzUsuń
  5. Dawaj znaka - pojedziemy zawieziemy, już mam auto - jeden telefon i jestem.

    OdpowiedzUsuń